Piątkowa Gazeta Wyborcza ogłosiła start nowej kampanii „Przejrzyste wybory”, w której będzie wykorzystywała internet by prezentować pełne sylwetki kandydatów na samorządowców. Strona kampanii zachęca polityków do zakładania blogów i „odsłaniania politycznej kuchni”. Wyborcy zaś „będa mogli zestawiać kandydatów i porównać ich poglądy z włanymi. Powstaną wirtualne biura, gdzie każdy może zadać kandydatowi pytanie”.
Na blogu Center for Citizen Media Dan Gilmor pisze:
„W świecie, w którym konsumenci są producentami i vice versa, tradycyjnym producentom powinno zależeć na angażowaniu widzów w tworzenie treści […] Nie powinniśmy już więcej mówić o ‚dostawcach treści’ i ich możliwości dostarczania materiałów, ale raczej o tym, czy ‚druga strona’ dostaje to czego potrzebuje i pragnie”.
Gilmore zadaje pytanie – w jaki sposób dzisiejsze media publiczne mogą być bardziej otwarte?
„Za każdym razem gdy dziennikarze robią sprawozdanie z wydarzenia, podczas którego wypowiada się osoba publiczna – politycy, gwiazdy, wpływowi biznesmeni – powinni upubliczniać w internecie cały zapis wydarzenia, nie tylko urywki, które wybrali do swojego reportażu. Co więcej, materiał powinien ukazać się na licencji Creative Commons umożliwiającej jego dalsze rozprzestrzenianie. Następnie media powinny zachęcać widzów do przesyłania własnych nagrań tych samych wydarzeń i to również publikować. W ten sposób powstałoby wspólne publiczne archiwum”.
Gilmore, wraz z grupą studentów Uniwersytetu Berkeley podjęli próbę stworzenia takiego archiwum w skali mikro. „Political transparency project” ma ambitny plan zgromadzenia wszystkich możliwych materiałów audio i wideo dotyczących wyborów do Kongresu w rejonie San Francisco (Bay Area).
Jakąś namiastką tego typu idei wydaje się kampania „Wyborczej”, choć gazeta pragnie raczej stworzyć platformę do prezentacji kandydatów i kontaktów między wyoborcami a politykami niż pełne archiwum. A mogłaby pójść dalej – umieszczać tam relacje ze spotkań z wyborcami, sprawozdania z konferencji prasowych kandydatów – te oficjalne i te przysłane przez ich uczestników.
W polskich warunkach apel do mediów publicznych o prezentowanie wszelkich nagrań online jest abstrakcyjny. Od razu rozlegnie się chóralne wołanie – nie ma na to pieniędzy. Stąd nadzieja w presji konkurencji – tzw. „taśmy prawdy” zostały natychmiast udostępnione w internetcie przez TVN. Dzięki temu mamy rozkwit satyry politycznej, która zyskała pożywkę w postaci materiałów do prześmiewania.
Jednym z przykładów kreatywnego przetworzenia taśm prawdy jest „Piosenka o negocjacjach” Adriana Konarskiego z Piwnicy pod Baranamim, który „Pod napisaną ad hoc muzykę podłożył słowa posła Adama Lipińskiego, wzięte właściwie bez żadnych zmian ze stenogramów taśm prawdy, czyli ubiegłotygodniowych negocjacji, które wstrząsnęły Polską” (GW). Z jednej strony żart polityczny, z drugiej kreatywny udział w tworzeniu debaty publicznej. Oczywiście, do tego typu działań nie potrzeba internetu – Piwnica pod Baranami tworzyła już piosenki na podstawie przemówień Gierka. Jednak rosnąca popularność stron YouTube z filmikami video ukazującymi polską rzeczywistość polityczną w krzywym zwierciadle wskazują na otwieranie się nowej płaszczyzny działań na styku satyry i polityki.
Aż strach pomyśleć co by się działo, gdybyśmy mieli dostęp do archiwów, o których marzy Gilmore.
Treść postu można wykorzystywać zgodnie z licencją Creative Commons.