Mamy wreszcie polski odpowiednik afery z fałszywymi zdjęciami Adnana Hajja czy zdemaskowaniem fałszerstwa dokumentów obciążających George’a W. Busha, pokazanych przez stację CBS. Oczywiście – z zachowaniem wszelkich proporcji.
Antybohaterką afery jest Eliza Michalik, publicystka m.in. „Gościa niedzielnego”, „Życia Warszawy” i „Wprost”. W swoim nieistniejącym już blogu w serwisie Salon24.pl Michalik umieściła wpis „PP, czyli kuźnia totalitaryzmu”. Jeden z komentatorów tego wpisu, osoba o nicku „reszta z bani” zauważył, że tekst red. Michalik nie jest w całości – mówiąc oględnie – jej autorskim dziełem. Później można już było zobaczyć „zbiorową inteligencję” w działaniu – lista plagiatów popełnionych przez tę publicystkę systematycznie rośnie. Sprawę skomentowała już także „Polityka” i „Rzeczpospolita”.
W pierwszym zdaniu tego posta napisałem „wreszcie” nie dlatego, że cieszy mnie iż prawicowa publicystka została przyłapana na plagiacie. Rzecz raczej w tym, że choć podobne sytuacje zdarzały się już w przeszłości i to dziennikarzom o znacznie bardziej znanych od Michalik nazwiskach, to po raz pierwszy mamy do czynienia z tak głośnym (choć sprawa wciąż jest „świeża”, już chyba można użyć tego określenia) przypadkiem, w którym to amatorzy za pośrednictwem sieci pokazali światu to, czego w profesjonalnych redakcjach nie zauważano – lub nie chciano zauważać. I to presja blogosfery sprawiła, że sprawy nie uda się zatuszować.
Zdaję sobie sprawę, że wyszukiwanie przełomowych momentów zawsze jest nieco sztuczne i naciągane. Nie zdziwię się jednak, jeśli ktoś za kilka lat w książce o dojrzewaniu polskiej blogosfery nowy rozdział rozpocznie właśnie od „sprawy Elizy Michalik”.
26 lutego o godz. 0:15 1001
Nie wiem, czy to jest historia polskiej blogosfery, wszak większość tych plagiatów była popełniana w mediach tradycyjnych.
26 lutego o godz. 9:26 1010
Ale to w internecie zrobiono z tego aferę, na którą musiały zareagować i inne media. Sprawa ewidentnie zaczęła się od Salonu24. I wydaje mi się, że to sytuacja analogiczna do tych w Stanach, kiedy to autorzy blogów „upominali” profesjonalnych dziennikarzy pokazując, że blogosfera to nie tylko – Wojciech Orliński tak ładnie to sprecyzował na swoim blogu, że aż tu wkleję – „o Boże, spraw żeby Zygmunt zadzwonił, nie pozwól by się to skończyło tak jak z Ryszardem, jestem taka samotna i nieszczęśliwa”. Więc nie mam na myśli historii w tym sensie, że patrzcie, oto mamy sieciowy plagiat, tylko że blogi zadziałały jako wentyl bezpieczeństwa dla tradycyjnych mediów, co dla mnie jest dowodem dojrzewania blogosfery, przynajmniej pewnej jej części.
26 lutego o godz. 19:41 1022
Zareagować nie musiały i większość nie zareagowała. W sobotni poranek w PR3 dziennikarze nie wspomnieli o tej sprawie. To samo w niedzielę, w „Loży prasowej” w TVN24.
Obawiam się, że są to pobożne życzenia. Od bardzo dawna dziennikarze są „upominani” na różnych blogach i to praktycznie codziennie. Jakoś nie zauważyłem, aby owe „upominania” cokolwiek dały.
Powiedziałbym raczej, że blogi są twardą szkołą dla tych, którzy przyzwyczaili się do błyszczenia w tradycyjnych mediach i chcieli zabłysnąć również w Internecie. Okazało się, że tutaj zwykłe błyszczenie nic nie da, trzeba pokazać znacznie więcej…
Zmienię zdanie tylko w jednym przypadku — gdy na skutek całej tej afery Eliza Michalak zniknie z „branży”. To byłby dla mnie prawdziwy dowód „dojrzałości” blogosfery oraz wskaźnik wzrostu jej znaczenia w Polsce.
26 lutego o godz. 21:03 1024
Co do zniknięcia Michalak to mam poważne wątpliwości, ale tu dochodzimy do kwestii czy to media mainstreamowe są wystarczająco dojrzałe… Choć może rzeczywiście to też jakiś test dla blogosfery – na zasadzie, czy jest już poważnie traktowana (w Stanach dziennikarze którzy ironizowali na temat „co tam mogą wiedzieć amatorzy” po kilku dniach musieli wszystko „odszczekać”). Zobaczymy. Ciekaw jestem czy sama Michalak w końcu jakoś się do sprawy ustosunkuje, bo na pewno doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co dzieje się w sieci – skoro internetem posługuje się na tyle sprawnie, że próbowała manipulować poświęconym sobie hasłem w Wikipedii 🙂
27 lutego o godz. 10:45 1044
Wydaje mi się, że wzorem wielu dziennikarzy i polityków Michalak nie zareaguje w żaden sposób. Ta metoda sprawdza się od kilkunastu lat, jest powszechnie aprobowana i jej stosowanie nie jest potępiane.
Za kilka tygodni problem przyschnie, a Michalak wróci do redakcji. Nadal będzie „cytować” artykuły innych, być może przykładając więcej uwagi do wprowadzania poprawek. Koledzy nie będą jej szykanować i kto wie, czy za parę lat EM nie otrzyma jakiejś nagrody za profesjonalizm.
Obym był złym prorokiem…
28 lutego o godz. 6:54 1073
Coz, przypadek pani Michalik nie jest pierwszym. A i pewnie nie ostatnim. Ostatnio pani Kruczkowskiej z GW przydarzyla sie spora wpadka. Odsylam na strone, gdzie mozna przeczytac o tym: http://szymczyk.foxnet.pl/wordpress/?p=58 a nastepnie ciag dalszy: http://szymczyk.foxnet.pl/wordpress/?p=59
28 lutego o godz. 9:24 1078
Chyba jednak jest pewna różnica pomiędzy „wklejaniem” cudzych opinii jako własnych, a niezbyt dokładnym zmienianiem brzmienia anglojęzycznego tekstu agencyjnego – to przecież oczywiste, że większość informacji w mediach opiera się na materiałach agencyjnych, PR itp.
1 marca o godz. 1:22 1113
Mirku – przeczytaj raz jeszcze. Glowny zarzut dotyczy podpisania sie pod takim ‚tekstem’ imieniem i nazwiskiem i budowanie swojej marki jako dziennikarza. Nie uwazasz, ze to nieuczciwe wzgledem czytelnika? A swoja droga to ten przypadek tez tyczy sie wykorzystywania opini innych i prezentowania ich jak wlasnych.
I jasne – zgadzam sie, ze wiekszosc informacji w mediach opiera sie na materialach agencyjnych. Tylko ze – zazwyczaj – autor takiego tekstu nie podpisuje sie potem pod nim imieniem i nazwiskiem.
2 marca o godz. 1:26 1155
moim zdaniem możemy obstawiać, jak szybko michalik wróci do „dziennikarstwa”. jak dobrze wiadomo, te plagiaty nie są świeżą sprawą, ciagną się od kilku lat, ale tak długo, jak 1. etyka mediów będzie niedoprecyzowana, że tak eufemistycznie to nazwę, 2. nikt ze splagiatowanych nie wniesie pozwu to pani ta będzie miała się dobrze i pewnie dalej będzie zarabiała pieniądze na swoich „niedopatrzeniach”.
2 marca o godz. 7:38 1170
Marta, nie wiem czy w przypadku plagiatu tekstu Hanny Harasimowicz-Grodeckiej nie był złożony pozew — Michalak przepraszała na łamach „Gazety Polskiej”.
A jeśli chodzi o jej powrót, to RedNacz „Życia Warszawy” stwierdził, że trzeba dać jej szansę. Ot, i po problemie…
2 marca o godz. 18:41 1187
no więc właśnie, jaki problem, jak nie ma problemu, grupa pieniaczek i pieniaczy się czepia i tyle;).
3 marca o godz. 0:05 1198
qaz – co do podpisu zgoda, masz rację. taki tekst powinien być podpisany nazwą agencji i co najwyżej skrótem imienia i nazwiska autora. tak mi się przynajmniej wydaje…
Pingback: Kultura 2.0 » Archiwum bloga » Bolesne dojrzewanie polskich stajni blogów