Poprzedni wpis przerodził się w małą dyskusję na temat tego, co wolno, a czego nie wolno fotografować. A raczej – fotografować i umieszczać w sieci. Choć przecież dzisiaj to prawie to samo.
Jakie są granice? Tu pisaliśmy o zdjęciach w raczej żartobliwym kontekście, ale może warto rozszerzyć ten temat. O aparacie fotograficznym i komórce jako narzędziach przemocy pisał niedawno w „Gazecie” Mateusz Halawa:
Ponad połowa polskich nastolatków i nastolatek zbadanych niedawno przez firmę Gemius na zlecenie fundacji Dzieci Niczyje, chociaż raz była fotografowana lub filmowana wbrew swojej woli. Od początku marca we Francji jako pierwszym kraju na świecie grozi kara trzech lat więzienia i 75 tys. euro grzywny za amatorskie filmowanie i rozpowszechnianie scen przemocy.
Temat jest „gorący” – w ostatnich dniach o nowym francuskim prawie i niebezpieczeństwach związanych z upowszechnieniem telefonów z możliwością zapisu obrazu pisał też „Tygodnik Powszechny”. Co z tym zrobić? Na pewno potrzebne jest wypracowanie standardów, które zawsze oswajają ludzi z nową technologią. Pierwsi właściciele telefonów umawiali się na rozmowy za pośrednictwem lokajów. Dziś telefony – a wraz z nimi aparaty cyfrowe – są wszechobecne. Czy uda się je ponownie wypchnąć ze sfery publicznej, czy jednak będziemy musieli pogodzić się z tym, że zawsze i wszędzie ktoś może zrobić nam zdjęcie? Dziś z taką wizją trudno byłoby nam się oswoić.
Ciekawe przykłady lęku przed rejestrowaniem naszego życia podsuwa kino, które przecież samo „żyje” z podglądactwa. Czterdzieści lat temu w „Powiększeniu” Antonioniego sesja fotograficzna została przedstawiona w niezwykle zmysłowy sposób. Dziś obiektyw kojarzy się raczej z gwałtem. Jak w „Ukrytym” Michaela Haneke, gdzie destrukcyjny wpływ na życie bohatera wywiera sama świadomość bycia obserwowanym. W „Powiększeniu” obiektyw pomaga wyjaśnić tajemnicę zbrodni, u Hanekego sam jest narzędziem opresji.
Nie popadajmy jednak w skrajności – w tym samym Toruniu, w którym rozpoczęła się największa polska afera „komórkowa” (kubeł na głowie nauczyciela angielskiego), nauczyciel matematyki zachęca do realizowania filmów w trakcie lekcji. Zbigniew Hołdys organizuje festiwal filmów nakręconych komórkami właśnie – chcąc pokazać, że młodzi ludzie mogą zrobić z technologii także dobry użytek. Co nie zmiania faktu, że na pewno warto uświadamiać ludziom, że aparat fotograficzny też może być narzędziem gwałtu. Kiedy niedawno rozmawiałem o tym ze studentami twierdzili, że to ich nie dotyczy – przekonywali mnie, że to kwestia wyznawanych wartości i tego, na ile ktoś sam chce się obnażyć. Kojarzyli przemoc symboliczną z utarczkami gwiazd z paparazzi i z dręczącymi żebraka dresiarzami. A przecież każdy może nam dziś zrobić zdjęcie. Niekoniecznie na spotkaniu w redakcji „Krytyki Politycznej”.
3 kwietnia o godz. 10:58 3530
od dawna wiadomo, ze fotografia zabiera Duszę!;-)
4 kwietnia o godz. 12:27 3686
Ciekawa obserwacja. Doskonale pasuje do plakatu grupy Twozywo, który (raczej nietrafnie ) reklamuje wystawe „Efekty rzeczywistosci” w Zachecie z tekstem „Nowoczesny Aparat Przymusu oznaka panstwa luksusu. Plakat mozna zobaczyc np. u mnie ( http://imaginery.pl/?p=23 ).
Podszedl bym jednak do tego tematu z innej strony. Aparat sam z siebie nie klamie – rejestruje to co mu sie kaze. To ludzie sa „aparatami opresji”, aparaty/telefony tylko urzadzeniami, ktore sa jak noze – mozna kroic chleb, mozna kogos zabic.
Wedlug mnie aparaty odslonily pewna nieprzyjemna prawde, ktora byla juz wczesniej. Teraz zostala uwieczniona i rozpowszechniona. Nie uwierze, ze to wlasnie te urzedzenia sa winne
4 kwietnia o godz. 15:35 3698
Pewnie musimy się oswoić z nową technologią, ale przy okazji przesuwamy granice dostępności do nas samych. Na zasadzie wymiany – my dajemy swoją prywatność, otrzymujemy coś w zamian, choć to przeważnie nie my dyktujemy warunki i chyba tu tkwi problem. Jeśli chodzi o fotorelacje to mam problem – z jednej strony jestem w stanie przyjąć wersję, że firma organizująca dane spotkanie – czy to z gwiazdami ekranu czy myśli – chce pokazać jakim się cieszyło powodzeniem. Widząc, że na daną imprezę przyszło tyle osób, sprawdzę następne. Jednak łapię się na tym, że patrzę jakie osoby – w domyśle czy cool? – przyszły… Trudna sprawa. Obawa przed utratą prywatności i ludzka słabość.
4 kwietnia o godz. 23:19 3721
ish > masz rację, że ludzie są aparatami opresji – tylko chyba Ty masz na myśli człowieka z kamerą w ręku – a mi się wydaje, że raczej są nimi Ci, którzy potem nagranie oglądają. i w tym sensie kamera ma jednak swoją ‚moc’, coś ‚dodaje’ do ukladu sił – właśnie zdolność przekazania obrazu tłumom, które czyni filmowanie przemocy tak dla niektórych ekscytującym. to, że narzędzie jest neutralne, nie oznacza, że nie dodaje nic od siebie.