Geografia kojarzy mi się z pracą domową ze szkoły, gdy musiałem nauczyć się wszystkich miejsc w Polsce, gdzie wydobywa się węgiel. Mój kolega na studiach w ramach geografii międzynarodowej wbił sobie do głowy wszystkie stolice świata.
Nie spodziewałem się nigdy, że geografia okaże się fascynująca. Do czasu gdy ujrzałem dające się zoomować zdjęcia satelitarne w Google Maps. Nie wiem, czy nie było to większe przeżycie niż pierwsza ujrzana strona internetowa.
Google Maps to oczywiście czubek góry ludowej. Wczoraj rano w sklepie usłyszałem głos niczym z horroru wytwórni Hammer: zuuuuummmiiiiiiiii – to onet reklamował swój nowy serwis „lokalizator internetowy”. Piotr Adamczewski na sąsiednim blogu „Gotuj się” donosi:
„A do Warszawy wracałem używając po raz pierwszy nowego nawigatora GPS. Cóż to za wspaniała zabawka. Panienka pięknym głosem mówi mi: ?za 600 m skręć w prawo. Trzymaj się lewego pasa. Jedź tą drogą. Przekraczasz dozwoloną prędkość a zbliżasz się do punktu kontroli radarowej!?
No jak tu nie kochać gadżetów!”
I choć nie podzielam fascynacji Adamczewskiego kobiecymi głosami w gadżetach elektronicznych (tego nie było chyba nawet w pierwszych Gwiezdnych Wojnach!), to zgadzam się, że coś jest na rzeczy.
W Stanach właśnie trwa organizowana przez O’Reilly konferencja Where 2.0, poświęcona… zjawiskom, które nie doczekały się jeszcze polskich nazw!!! To pozwala mi założyć na głowę czapkę futurysty i zaproponować takie pojęcia jak przemysł położeniowy (location industry, by nie powiedzieć przemysł miejscowy), czy aplikacje geo-przestrzenne.
Dla mnie najciekawszy jest wyraźny trend w stronę otwartości danych geograficznych – w przemyśle położeniowym istnieje silne lobby wspierające geograficzny odpowiednik otwartych standardów.
Polecam relację z konferencji Steve’a Cislera. Można się z niej dowiedzieć o fundacji OSGeo, która buduje wolne oprogramowanie geo-przestrzenne; o projekcie GeoCommons, który udostępnia publicznie 2 miliardy położeń geograficznych, 35,000 zmiennych i 1,500 zbiorów danych i na ich bazie pozwala wspólnie tworzyć wszelkiego rodzaju mapy i wizualizacje; czy projekcie Mumbai Free Map, którego twórcy wierzą, że mapy rozwiązują problemy społeczne – tworzą więc swobodnie dostępne mapy slumsów w Bombaju (chyba pora zmienić tę nazwę na Mumbaj?), co na przykład pozwala po raz pierwszy zrobić plany zagospodarowania przestrzennego tych dzielnic (więcej o projekcie pisze też Compiler).