Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości

12.06.2007
wtorek

korespondencje

12 czerwca 2007, wtorek,

Na świecie istnieje piękna tradycja publikowania otwarcie w sieci wszelkiego rodzaju pozwów bądź listów zawierających oskarżenie o naruszenie czyichś praw autorskich czy innego rodzaju własności intelektualnej. Celem ich upubliczniania, często z odpowiedziami, jest uświadomienie nam wszystkim, jak rygorystycznie dzisiaj niektórzy egzekwują swoje prawa autorskie – a pośrednio często próbują w ten sposób również uciszyć krytykę.Tego typu listy, dodatkowo opatrzone absurdalnymi odpowiedziami, publikuje np. piracki serwis torrentowy The Pirate Bay w specjalnym dziale Groźby prawne. Projekt Chilling Effects Clearinghouse kolekcjonuje tego typu listy, tzw. „Cease and desist letters”. Projekt ten, prowadzony przez EFF, we współpracy z szeregiem czołowych amerykańskich uniwersytetów, ma właśnie za zadanie dokumentowanie prób ograniczania swobody wypowiedzi poprzez egzekwowanie praw do własności intelektualnej.

Tego typu korespodencje zaczęły się pojawiać w Polsce i stanowią ekscytującą lekturę. Ostatni taki przypadek to wymiana listów między ZPAV a Jarosławem Lipszycem. W tekście „Wojna napisowa” (polecam) Lipszyc stwierdził m.in., że

„Z pogwałceniem licencji oprogramowania zbudowana jest strona internetowa Związku Producentów Audio Video”.

Związek odpowiedział listem, w którym stwierdza, że

„[…] pozwolił Pan sobie w treści artykułu na naruszenie dóbr osobistych Związku Producentów Audio Video […] Jednocześnie oświadczam, iż celem statutowym ZPAV jest m.in. ochrona praw własności intelektualnej, co wyraża się także w szczególnej dbałości o dochowanie wszelkich praw autorskich i praw pokrewnych”.

W odpowiedzi Lipszyc opublikował w Gazecie ciekawe sprostowanie, w którym w detalach udowadnia, że ZPAV najprawdopodobniej naruszył prawa autorów „niewielkiego programu komputerowego Alladyn”, z pomocą którego powstała witryna Związku. Chodzi o szereg drobnych uchybień, które jednak składają się najprawdopodobniej na naruszenie warunków licencyjnych.

„Załóżmy jednak, że w taki lub inny sposób weszli Państwo w posiadanie licencji na Alladyna. Wtedy pojawia się inna trudność: licencja ta wprost zabrania dokonywania zmian w programie. Tymczasem zdaniem twórców Alladyna w wersji na stronie ZPAV ktoś – jakżeż lekkomyślnie – pozmieniał nazwy zmiennych, by ułatwić sobie programowanie… Trzeba uczciwie przyznać, że to wygląda na naruszenie warunków licencji”.

Wywód Lipszyca pokazuje jak łatwo jest pogubić się w zasadach określanych przez system własności intelektualnej. Zdrowy rozsądek nakazywałby jego argumenty potraktować jako czepianie się – jednak w świetle prawa są to podejrzenia jak najbardziej na miejscu. Lipszyc pokazuje tym samym, że w tzw. kulturze kontroli – jak ją nazywa Lessig – bardzo łatwo stać się przestępcą.
Teraz pora czekać na odpowiedź ZPAV-u. Dziwię się zresztą, że nikt nie podjął polemiki z tekstem Lipszyca – o sprawach takich jak serwisy z napisami i akcja policji (we współpracy z Fundacją FOTA) przeciw nim należy dyskutować publicznie – inaczej model kultury będzie wypracowywany w sposób nieprzejrzysty, poza kulisami.

AKTUALIZACJA: O sprawie, jak zwykle ciekawie, pisze również Vagla – przytaczając fragmenty swojej rozmowy z pełnomocnikiem ZPAV. Na marginesie Vagla linkuje również do serwisu naloty.pl – projektu działającego na zasadzie oddolnej produkcji partnerskiej, który dokumentuje akcje policyjne przeciw osobom naruszającym prawa autorskie.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 4

Dodaj komentarz »
  1. Cóż, sprowadzenie sprawy do absurdu, np. właśnie przez analizowanie każdego detalu, byłoby może jakimś sposobem na wymuszenie zmiany sposobu myślenia, a i prawa pewnie też. Podejrzewam, że u większości twórców domagających się rygorystycznych ograniczeń, też można by było znaleźć sporo dowodów na to, że sami nie wiedzą, co robią.

  2. ZPAV nie złamał praw autorskich Alladyna. Kolega z redakcji Dziennika Internautów skontaktował się z jednym z twórców skryptu (Zbigniewem Branieckim). Jego odpowiedź była następująca: „Niestety ZPAV nie podłożył się w ten sposób. Zastosowany Alladyn to wersja 1.7lite, dołączona do popularnego programu do tworzenia stron WWW Pajączek. Jej wykorzystanie jest legalne”. Więcej: http://blog.di.com.pl/post/16601,ZPAV_sie_nie_podlozyl.html

  3. Tekst z DI znam, byl on opublikowany zanim ukazal sie moj tekst. Po prostu dysponowalem lepszymi – bardziej szczegolowymi – informacjami od tego samego Gandalfa, co pozwolilo mi wysnuc ciekawsze poznawczo wnioski.

  4. Hm, faktycznie, wychodzi jednak na to, że ZPAV łamie prawo autorskie: http://di.com.pl/news/16763,1.html