W niedzielę w Wielkiej Brytanii zadebiutował nowy album Prince’a, Planet Earth. Płyta była bezpłatnie dodawana do tabloidu „Mail on Sunday”.
BMG Sony nie jest zachwycone, bo Prince – który najlepsze lata ma już zasobą, lecz wciąż należy do artystów ze światowej czołówki – pokazał, że istnieją alternatywne modele zarabiania na muzyce. U nas „darmowe płyty” kojarzy się raczej z Michałem Wiśniewskim. Jak widać, niesłusznie.
Prince od dawna znany jest z utarczek z wytwórniami muzycznymi. Nie ukrywa, że jego głównym źródłem dochodów są występy. Rozdawanie muzyki jest więc skutecznym, a przy tym tanim zabiegiem marketingowym (koszty wytłoczenia 3 milionów płyt CD poniosła redakcja „Mail on Sunday”). To żadne poświęcenie ze strony artysty, który i tak zarobi – raczej reakcja na przemiany rynku. Płyty będą dodawane również do biletów na brytyjską trasę koncertową Prince’a, a pojedyncze utwory mogą ściągać bezpłatnie abonenci sieci komórkowych. Oczywiście od kopii Planet Earth roi się już w sieciach p2p.
W przyszłym tygodniu nowy album Prince’a zacznie być rozpowszechniany w innych krajach, w tym w Polsce. Metodą tradycyjną: cena albumu wyniesie około 70 złotych.
19 lipca o godz. 14:51 14415
Pomysł dobry, szkoda tylko, że płyta jest bardzo słaba – dwie poprzednie były dużo lepsze…
22 lipca o godz. 20:51 14667
Bo prawda jest taka, iż tzw. „prawa autorskie” w rzeczywistości nie chronią interesów autorów, a przede wszystkim dystrybutorów i producentów.