Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości

28.07.2007
sobota

Kultura? Hmmm, a co to właściwie znaczy?

28 lipca 2007, sobota,

Do postawienia tego pozornie tylko głupiego pytania skłoniła mnie lektura dzisiejszej „Gazety”. A konkretniej: prezentujący wyniki badań na temat częstotliwości wizyt naszych rodaków w teatrze, kinie itp, tekst (Nie)kulturalna Polska oraz komentarz autorstwa Mateusza Halawy.

Artykułu z wynikami badań nie będę cytować, bo wszyscy znamy receptę na podobne teksty: garść danych statystycznych z których wynika, że do teatru większość Polaków zagląda przeważnie z wycieczką szkolną, obowiązkowo okraszonych wypowiedzią rozżalonego eksperta, pomstującego na gust rodaków. Powołuję się jednak na ten tekst, bo pokazuje on, jak w polskich mediach silne jest przekonanie, że kultura to wytyczony przez ekspertów obszar, do którego zwykli zjadacze chleba powinni aspirować. I na poziomie deklaracji z reguły aspirują: badania pokazują, że człowiek kulturalny to dla Polaków osoba chodząca do opery i słuchająca muzyki poważnej. O kulturze myślimy więc nie jako o części naszego codziennego doświadczenia, wspólnej przestrzeni, w której za pośrednictwem symboli komunikujemy się ze sobą. Raczej jak o czymś, co należy do „nich”, choć dobrze jest udawać, że „oni” to także „my”. Kłóci się to z moją wizją kultury – nie tylko 2.0 czy dowolnej „kultury n+1”.

O wykluczającej koncepcji kultury przyjmowanej w takich badaniach pisze Mateusz:

Przede wszystkim wyniki badań mówią o uczestnictwie w kulturze wysokiej, a nie o kulturze w ogóle. Sposoby, w jakie ludzie posługują się symbolami, są różne i trzeba do nich włączyć również pisanie blogów, chodzenie na koncerty Dody czy tworzenie ulicznego graffiti – a więc kulturę popularną. Inna sprawa, to ocena estetyczna tych działań. Z całą pewnością nie można powiedzieć, że jeżeli ktoś nie był w filharmonii, to nie uczestniczy w kulturze. W kulturze uczestniczymy wszyscy, tylko na różne sposoby.

Oczywiście nie chodzi o popadanie w populizm, negowanie wartości kultury wysokiej i uznanie, że można ją sobie zupełnie darować. Mam jednak świadomość, że kultura wysoka jest ceniona także ze względu na swoją elitarność. To trochę tak, jak z jedzeniem: w Polsce bycie miłośnikiem sushi jest lepszym guście, niż żywienie się pizzą, bo jest po prostu bardziej eksluzywne. Pojedźcie do Azji i nagle okaże się, że to kuchnia włoska jest szczytem wyrafinowania…

Oczywiście temat jest drażliwy i łatwo przy tej okazji stawiać niełatwe pytania. Czy jeśli nie chadzam do opery, to jestem człowiekiem niekulturalnym? Albo odwrotnie – czy znajomość przygód porucznika Borewicza albo wszystkich serii Simpsonów i umiejętność odbycia dyskusji o tym, który sezon był lepszy, a który słabszy wystarcza, by uznać, że ktoś zna się na kulturze? Jednego jednak będę się trzymał: kultura powinna być czymś, co łączy, a nie dzieli. Wartością jest dla mnie samo angażowanie się w nią – najlepiej nie tylko na poziomie odbioru, ale i tworzenia. Jeśli kiedyś moje dziecko uzna, że zamiast iść do filharmonii woli nakręcić ze znajomymi błahy film do umieszczenia w YouTube, nie będę dramatyzować. Nawet jeśli z tego względu statystycy dopiszą nas do listy niekulturalnych rodaków.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 17

Dodaj komentarz »
  1. a u mnie niedawno toczyła się dyskusja na ten temat: http://klimowicz.blox.pl/2007/07/karaluch-kontra-kopciuszek.html mam wrażenie, że też mieszasz ze sobą pojęcia kultury i kulturalności.

    od siebie dorzucę, że nie kupuję zupełnie podziału kultury na niską i wysoką, archaiczny to dla mnie i nieprzystający do rzeczywistości twór.

  2. Dziwię się, że post jest tak krótki, ale zagłębiając się dalej nie byłoby końca. Pamiętam jak w gimnazjum nauczycielka na przedmiocie zwanym „sztuka” zadała pracę domową „co to jest kultura”, nie pamiętam czy miała to być rozprawka, czy tylko moja definicja, ale problem był ogromny.

  3. Wiadomo, że kultura wysoka jest ambitniejsza i o niebo lepsza od kultury popularnej. Wiadomo, że pożądane byłoby, aby każdy obywatel się nią interesował. Ale wydaje mi się, że tu nie tylko o gusty Polaków chodzi, ale także o dostępność ambitniejszych dzieł kultury. Mam na myśli np. ceny biletów do tych wszystkich „świątyń kultury”, ceny płyt, książek etc. etc. , ale także sytuacje w mniejszych miastach, gdzie oper po prostu nie ma, teatry bywają, ale amatorskie, w kinach na próżno szukać filmów ambitniejszych, a w bibliotekach brakuje nowości. Tak się składa, że mieszkam ( już niedługo na szczęście) w mniejszym mieście i boleśnie odczuwam te wszystkie bariery oddzielające mnie od kultury wysokiej

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Problem polega na tym,ze do uczestniczenia w kulturze wysokiej trzeba sie przygotowac i to dosyc powaznie.Jezeli kogos bez przygotowania uda nam sie zaciagnac do opery czy filharmonii to mozemy byc pewni,ze byl to ostatni raz.
    Kultura popularna ma to do siebie,ze powinna porywac uczestnika bez zadnego wysilku z jego strony.Jezeli to sie nie uda,to nastepuje natychmiast nastepna proba itd. do skutku.Wiadomo,ze w kulturze popularnej wszystkie chwyty sa dozwolone(te ponizej pasa tez).Liczy sie tylko sprzedany bilet lub plyta.

  6. Zadajmy sobie inne pytanie — czy tzw. kultura wysoka nadal byłaby kulturą wysoką, gdyby były nią zainteresowane tłumy? 🙂

  7. To zabawne, że Pan Izban zleca badanie, w którym każe się ludziom wybierać między Dodą a Wiśniewskim, a potem lamentuje, że „zadowalamy się sztuką przez małe „s””! 😀

    >>Arieen
    2 lata temu, kiedy wyjeżdżałam na studia do dużego miasta, myślałam dokładnie tak samo jak Ty teraz. Teraz nareszcie mam to o czym marzyłam: kina, galerie, teatry (no dobra, z teatrem nie szaleję – ostatnio byłam w marcu), dobrze wyposażone księgarnie i biblioteki. I wiesz co się zmieniło? Dziś nie powiedziałabym już z takim przekonaniem, że kultura wysoka jest o niebo lepsza od popularnej. Bo, co właściwie znaczy „lepsza”? Pod jakim względem? Dla kogo? W jakich warunkach? I co to właściwie jest kultura wysoka? Gdzie przebiega granica pomiędzy nią a popkulturą? Może pomiędzy jest jakaś kultura średnia? No i czy „kiepski” śpiewak operowy jest „lepszy” od „świetnej” piosenkarki rockowej tylko dlatego, że założyliśmy, że kultura wysoka jest „lepsza”?
    Życzę powodzenia na studiach! 😉

  8. Problem jest jeszcze inny, gdy mowa o kulturze w ogóle nie uwzględnia się nauki. Czy ktoś, kto chodzi do opery, a uważa, że smok wawelski przeczy teorii ewolucji jest naprawdę człowiekiem kulturalnym? Kulturę rozumie się zazwyczaj bardzo wąsko jako tylko sztukę.

  9. @Marta Klimowicz: Twój wpis zabłąkał się nam gdzieś w nadgorliwym filtrze antyspamowym, dlatego pojawia się dopiero teraz.

    Co zaś tyczy się mieszania: ja w ogóle nie lubię słowa „kulturalny” i staram się go unikać. Szafują nim osoby o dość naiwnym podejściu do kultury – najczęściej ludzie, którzy chętnie sięgają też po słowa „norma” czy „zdrowy rozsądek”… Takie wartościowanie to oczywiście przejaw ustalania hierarchii kultury przez szkoły, galerie itp. To, o czym mówią nam w szkole że jest dobre + to, co można zobaczyć w galerii to właśnie ten wycinek kultury, z którym obcowanie czyni z nas osoby kulturalne. Dlatego muzyka poważna tak, Doda – nie. Jest to jednak podejście mocno nieaktualne, bo nawet instytucje ustalające hierarchie dopuszczają do siebie „pop” – niedawno w galerii w Łodzi oglądałem malunki na deskorolkach i koszulki Slayera (w końcu sztuka to też biznes i kuratorzy nie chcą znaleźć się poza marginesem społecznego zainteresowania), w szkołach też pojawia się temat Dody, M jak Miłość itp. Co więcej, nie jest już tak – to zmieniło się akurat dość niedawno – że wiedzy z zakresu popkultury, w odróżnieniu od wiedzy z zakresu kultury wysokiej, nie da się spieniężyć, dostając lepszą pracę itp.

  10. a ja już się zastanawiałam, co to za cenzura, no!

    ale ad rem – najbardziej to mnie dziwi używanie dychotomii kultura popularna vs. kultura wysoka. jeśli już ktokolwiek musi używać tego typu kategorii, to przeciwwagą dla k. wysokiej jest przecież niska.

    a o kulturze popularnej bdb tekst w ostatnim op.cicie autorstwa m.in. kuligowskiego i burszty.

    i jeszcze zastanawiam się, czym jest kultura 2.0, bo chyba ciągle jej nie zdefiniowaliście?

  11. Ja myślę o k2.0 jako o pozytywnym, a nawet utopijnym projekcie otwartej kultury, czymś w rodzaju „kultury uczestnictwa” Jenkinsa. Jako o kulturze, która jest bardziej „nasza” niż „ich”, takiej, którą każdy może współtworzyć (produkując i przetwarzając) bez względu na instytucje, a nawet kompetencje (bo sądzę, że nawet jeśli ktoś zrobi coś mało wartościowego, to i tak lepiej, niż gdyby miał tylko konsumować). „2.0” ma symbolizować z jednej strony nowe technologie, które nie są niezbędne, ale ułatwiają osiągnięcie takiego stanu, z drugiej – właśnie tę nowość, zmianę. Dużo osób czepia się o skojarzenia z Web 2.0, ale cóż: każda idea potrzebuje chwytliwego hasła 🙂

  12. czym więc kultura 2.0 różnić się ma od kultury popularnej?

  13. @Marta Klimowicz:
    Ja widzę w k2.0 nową wersję kultury popularnej właśnie. Kultura popularna przetwarzana i produkowana przez ludzi, którzy do tej pory byli tylko biernymi konsumentami… Po obejrzeniu ostatniego odcinka ulubionego serialu nie czekasz już tylko na powtorki, ale np. siadasz przed komputerem i piszesz ciąg dalszy i nie chowasz go do szuflady, ale wysyłasz innym fanom, dyskutujecie o tym, ktoś pisze swoją wersję itd. itd.
    Co nie oznacza, że nie można wrzucić do sieci, np. zmiksowanego koncertu muzyki klasycznej, albo zrobionej do niego wizualizacji. Tylko, że wtedy kultura wysoka zapewne przestanie się do niego przyznawać, a myślę, że popularna bardzo chętnie przygarnie 🙂

  14. oddolnością – popularna jest wspólnym doświadczeniem, ale teksty są produkowane odgórnie i chronione przez prawo autorskie. idea k2.0 jest w sumie bliska kulturze popularnej, ale w jej rozumieniu bliskim kulturze ludowej. to trochę jak z nowymi mediami – kiedy na przełomie lat 60-tych i 70-tych pojawiło się to pojęcie, chodziło o to, żeby media znów stały się mediami – narzędziami komunikacji, a nie manipulacji. miały w tym pomóc nowe środki techniczne, ale nie one były w całym przedsięwzięciu najważniejsze (dla Brechta nowym medium miało być radio, dla hipisów małe stacje telewizyjne, dziś mamy internet). w k2.0 wrca wątek „odzyskania kultury”. nie oznacza to, że trzeba zrobić krzywdę producentom, po prostu przeorganizować model produkcji i dystrybucji – jak pokazuje choćby Benkler, da się to zrobić ku obopólnej korzyści

  15. Czy Ty mnie przypadkiem nie zabanowałeś? To dopiero byłoby niekulturalne 🙁

  16. Nie wiem czy jestem kulturalny (przyznaję uczciwie, że nie byłem jakiś czas w operze), ale nikogo nie banowałem, w spamie Twojego komentarza też nie widzę…

  17. Dla wielu narodow slowo kultura ma rozne znaczenie. Dla Polakow podobnie jak dla Niemcow slowo to oznacza poziom intelektulny czlowieka, jego oczytanie, chodzenie do opery, teatru itd. Dla Francuzow natomiast kultura jest to pewien stopien cywilizacji. Odpowiedni sposob odzywiania, ubierania, prowadzenia konwersacji wcale nie od swieta, ale w zyciu codziennym. Istnieja rowniez podkultury srodowisk np: uczniowska

  18. „V Ogólnopolskie Warsztaty Memetyczne” – Zapraszamy