Granice między mediami chyba jeszcze nigdy nie były tak bardzo rozmyte. Pokazuje to przykład stacji MTV, która w ciągu najbliższych dwóch lat zamierza wydać ponad pół miliarda dolarów na… produkcję gier.
Kwota zadeklarowana przez szefów MTV i właściciela stacji – koncern Viacom – jest szokująca, jednak rosnąca moda na gry muzyczne zapewne sprawi, że będą to dobrze zainwestowane pieniądze. Z perspektywy przemian na rynku mediów to kolejny dowód, że media stanowią dziś zespół naczyń połączonych, co kapitalnie opisał Jenkins w Kulturze konwergencji. Oczywiście jest to także próba schwytania młodych ludzi, którzy coraz częściej nawet jeśli siedzą przed telewizorem, to niekoniecznie po to, by oglądać telewizję.
Tak się złożyło, że moje ostatnie wpisy krążą wokół tematyki gier. Okazuje się jednak, że w konfrontacji z niezwykle modnymi w dobie „Web 2.0” serwisami społecznościowymi to właśnie gry są górą – więcej młodych Amerykanów korzysta z internetu żeby grać, niż korzystać z Facebooka czy nawet YouTube. Inna sprawa, że największym „hypem” ostatnich miesięcy jest właśnie gra – Second Life.
Zamieszanie wokół tego tytułu coraz częściej prowadzi do marnowania publicznych pieniędzy (a do uruchomienia swoich wirtualnych odpowiedników szykują się już kolejne firmy). O niezwykłościach „drugiego życia” słyszał już chyba każdy, choć pewnie mniej osób zarejestrowało fakt, że słynny już koncert Suzanne Vega oglądało 50 osób – jaki to ma sens? Dla wytwórni płytowej pewnie marketingowy, ale dla firm i instytucji finansowanych z budżetu? Nie jestem przeciwnikiem tej gry jako takiej, niemniej ostatnio trudno mi się oprzeć wrażeniu, że zamieszanie wokół SL – które w praktyce nie wygląda tak świetnie, jak w artykułach prasowych – przynosi więcej szkód, niż pożytku. Ten tytuł staje się swoistym „listkiem figowym” dla organizacji, które nie potrafią się odnaleźć w nowych czasach. Ale to już zupełnie inna historia.