Mamy za sobą drugie spotkanie z cyklu „Kultura 2.0”. Sala była wypełniona po brzegi (co ma oczywiście zarówno zalety jak i wady), kuchnia serwowała pyzy z okazji Barbórki, zrobiliśmy loterię fantową – PWA z okazji Mikołajek ufundowała DVD z antologią animacji polskiej (polecam wpis Makowskiego na temat szczęśliwego losu nr 69).
Marcin Giżycki i „Czarny Kapturek” Piotra Dumały
Bohaterem spotkania była oczywiście animacja, o której opowiadali Marcin Giżycki i Wojtek Wawszczyk.
Wojtek Wawszczyk, Marcin Giżycki
Oto luźne notatki ze spotkania:
Wojciech Wawszczyk opowiadał o młodym pokoleniu animatorów – którzy z jednej strony kontynuują piękną tradycję polskiej animacji (zamiłowanie do mini-opowiastek filozoficznych ukrytych w „zwykłych” pozornie filmach, zabawa formą, kolorem i dźwiękiem, której nie znajdziemy w produkcjach głównego nurtu / wielkich wytwórni). Z drugiej strony śledzą oni trendy światowe, w szczególności ich praca jest już kompletnie zkomputeryzowana. Wawszczyk stworzył na studiach z animację z pomocą aparatu z początku XX-wieku i jak przyznaje, na komputerze osiagnąłby ten sam efekt „retro”, oszczędzając sobie dwa tygodnie ciężkiej pracy.
W czasie spotkania pokazaliśmy nowy film Wawszczyka, „Drzazgę”, która jest dobrym przykładem połączenia tych dwóch elementów. „Drzazga” to trójwymiarowa animacja komputerowa, do której stworzono 450 obrazów olejnych. Komputerowe modele zostały obciągnięte skórą tradycyjnej plastyki.
Giżycki dodał, że rzeczywiście, dzięki komputerom, zdemokratyzował się świat animacji – potrzeba odrobinę sprzętu i trochę więcej talentu, by tworzyć animacje. W Polsce jest już nawet nieźle z dofinansowaniem – problemem natomiast jest dystrybucja. Istnieją „getta”, w których animacje są dobrze znane i oglądane na bieżąco. Ale to niewielki światek festiwali filmowych, ośrodków akademickich, itp. Pozostają jeszcze DVD, na których na świecie wydaje się antologie, często coroczne, ambitnej animacji.
Wawszczyk starał się odpowiedzieć na pytanie, „jak konkurować z Piksarem”. Wyszło na to, że właściwie nie da się, i nie ma po co. Pierwsza animacja 3D, „Toy Story” sprzed kilkunastu lat, kosztowałą 30 milionów dolarów – sumę w Polsce nieosiągalną. Potrzeba też wielkich zespołów, do których nawet w USA ściąga się animatorów z zagranicy. Zamiast więc konkurować z Piksarem należy stawiać np. na warstwę plastyczną, która zawsze była mocną stroną polskiej animacji.
Wawszczyk opowiadał też o tym, jak żmudne jest tworzenie animacji. „Drzazga”, film kilkunastomintuowy, powstawała przez dwa lat. Nad „Świtezią” Kamil Polak wraz z kilkudziesięcioma współpracownikami pracuje już 5 lat, a film będzie niewiele dłuższy.
Mnie osobiście interesowała najbardziej kwestia dystrybucji animacji. Giżycki opowiadał o zaletach dystrybucji kinowej – kiedyś w Polsce krótki metraż puszczano przed filmami pełnometrażowymi (teraz w jego miejsce puszczane są reklamy!). Mówił o kinie jako „świątynii filmu” – przyznał mu rację Wawszczyk, jego „Drzazgę” w pełni można docenić dopiero na dużym ekranie (450 obrazów olejnych…) i przy dobrym dźwięku (film udźwiękowiła 50-osobowa orkiestra).
Jednak Wawszczyk przyznał, że animacje często lądują w internecie, na przysłowiowym „Youtube”. Wrzucają je tam często sami twórcy, chcąc by ich filmy były jakkolwiek dostępne – alternatywą jest zapomnienie. Wawszczyk słusznie zauważył też, że jeszcze do niedawna komiks był w Polsce „w gettcie” – a dziś rozwija się całkiem prężnie. Za kilka lat także animacja może być popularna.
Tyle notatek – teraz moje wrażenia: dystrybucja jest podstawowym problemem dla animatorów polskich, na który brak ciągle rozwiązania – który pozwoli wyjść ze wspomnianego „getta”. Co ciekawe, zapytany o animacje amatorskie Giżycki opowiadał o festiwalu animacji amatorskiej oraz o projektach takich jak Dziecięca Wytwórnia Filmowa przy wrocławskiej Galerii Entropia. Miałem jednak wrażenie, że mówimy o kolejnym „gettcie” – tym razem twórców, a nie odbiorców.
Dość dobrym sposobem na promocję animacji są DVD – takie jak antologia PWA, pięknie wydana, z wyselekcjonowanymi filmami, i dostępna całkiem tanio. Problem w tym, że mieści się na niej po jednym filmie dwudziestu twórców – a co z resztą? Rozwiązaniem jest oczywiście dystrybucja internetowa, choć niekoniecznie w oparciu o model youtube-owy. Pytałem o możliwość swobodnego udostępniania produkcji finansowanych z pieniędzy publicznych, np. przez PISF – okazało się, że rzadko kiedy opłaca on całą produkcję, a im więcej źródeł finansowania, tym trudniej wprowadzić jakieś mechanizmy otwartej dystrybucji. Drugim problemem jest oczywiście kwestia wynagrodzeń – optymalnie twórcy powinni też czerpać zyski (być może niebezpośrednie) z dystrybucji sieciowej.
Drugi temat, który mnie zainteresował, to animacja amatorska. Mamy z Mirkiem wrażenie, że w przypadku animacji trudno znaleźć przykłady produkcji oddolnych, o których tyle tutaj piszemy. Nie przekonały mnie przykłady Giżyckiego – rozumiem, że istnieje świat „zinstytucjonalizowanego amatorstwa”, wspieranego przez festiwale czy też profesjonalistów prowadzących amatorów. Spodziewałbym się jednak również twórczości naprawdę oddolnej, pojawiającej się gdzieś w sieci. Jeśli tej brak, to może wynika to ze żmudności tworzenia animacji, przez co pozostaje ona – paradoksalnie – sztuką elitarną? Dobrze pokazują to znalezione przez Mirka polskie machinimy stworzone na silniku Simsów. Ktoś wziął to co miał pod ręką, Simsy pozwalają „pójść na skróty” i zrobić film relatywnie szybko – ale efekty są ciężkostrawne. Zastanawiam się jedynie, czy nie przegapiliśmy jakiejś niszy – np. w środowiskach twórców flaszowych?
(fot. Joanna Nowacka)
5 grudnia o godz. 14:12 23862
Jeśli chodzi o kłopoty z dystrybucją i poszukiwanie nowych modeli, to wtrącę jeszcze jedną uwagę – po spotkaniu Wojtek mówił mi, jak w Anglii dystrybuowano „Piotrusia i wilka” (prawdopodobnie ten sam model wykorzysta „Świteź”). Otóż film wyświetlano w filharmonii, a muzykę wykonywała na żywo orkiestra. Kojarzy mi się to trochę z początkami kina, ale i z branżą muzyczną, która coraz częściej stara się zarabiać na występach na żywo, choć w tym wypadku nie wiem, czy nie jest to krok w przeciwnym kierunku. Film zostaje bowiem trochę „zdegradowany” do roli dodatku do muzyki, a przy tym chyba zamiast otwarcia na publiczność efekt jest odwrotny: wydaje mi się, że do filharmonii nie przyjdzie każdy, kto poszedłby do kina. Ale skoro kina nie chcą pokazywać animacji, może jest to jakiś pomysł? Trudno mieć pretensje do firm, które wykładają pieniądze na produkcję, że chcą zarobić. To tyle tytułem uzupełnienia, bo wczoraj nam ten wątek umknął.
5 grudnia o godz. 14:44 23866
1.
coraz wiecej tworców; coraz mniej (relatywnie) widzow. coż: Demokracja i Qltura masowa — jak powodź szeroka…
2.
a Kino — zaczęło sie (też) od animacji: 1sze filmy Meliesa np.
a czym było Kino Nieme; jak nie animacją? (pewnym rodzajem, fakt; ale z Muzyką — na żywo 😉
3.
i jeszcze, z wczoraj
nie idealizujmy czasów PRL (to ja zawsze!) — tamte filmy byłu WYJĄTKIEM od regul; a nie — zasada. takim alibi — dla kronik filmowych o 1szym Maja i 22 Lipca… a „pomysły” — aby wracać do tamtych „rozwiazań” (i np. wprowadzac „ulgi podatkowe” czy inne socjalistyczne rozwiazania — pachna mi Leninem; i najważniejszą ze sztuk…
wiemy (?) jak sie to skonczyło; i dobrze.
4.
a kino „NON STOP” (wspominane wczoraj tak IDEALISTYCZNIE) — to przy „Atlanticu” — to głównie służyło tym, co do w-wy na delegacje i na pociąg powrotny czekali; i tym, co chcieli sie przed deszczem, i tym, co flaszke, i tym, co nie mieli sie gdzie całować bo w Perelu kawiarni tak dużo nie bylo o Mieszkaniach nie wspominajac, i tym…
(to ja na razie tyle 😉
5 grudnia o godz. 14:53 23867
Ulgi podatkowe były w II RP, więc nie chodzi o idealizowanie PRL-u. Ja sam jestem przekonany, że kultura wymaga jakiejś formy mecenatu państwa, bo jest jasne, że jeśli kiniarz może puścić reklamy albo krótki metraż, to puści reklamy. Oczywiście tu wkraczamy na grząski grunt poglądów politycznych, ale dla mnie to ten sam problem, co w wypadku przestrzeni publicznej: wolny rynek nie rozwiąże wszystkich problemów, muszą być pewne obszary wyłączone z reguł rentowności, bo inaczej takie ławki jak we wczorajszym filmie będą stać już tylko w centrach handlowych 😀 Osobną kwestią jest sprawa jak to wsparcie państwa ma wyglądać, żeby nie skończyło się na kolejnych instytutach w których koledzy przyznają sobie granty nawzajem. I w tym kontekście ulga podatkowa wydaje mi się całkiem niegłupia.
5 grudnia o godz. 15:35 23871
Rozwiązaniem, prócz oczywiście jutubowego, są kolektywy menadżersko-twórcze – takie z usług których korzystam wrzucając np animacje na mojego bloka – Focus on Animation, Passion Pictures. I rozwiązane to jest tak, ze możesz zobaczyć dzieło lub fragment (częsciej to drugie), a następnie, jesli zachwyci, normalnie i pobożemu zamówić sobie DVD z materiałem danego reżysera. Raz na jakiś czas wypuszczają składaki promocyjne w stylu debestof i w ten sposób zachęcają klientów. Plus, prosze nie zapominać, że animacja, jest sztuką, jak najbardziej komercyjną i sposobem najlepszym na zdobywanie funduszy, jest po prostu robienie reklam i czołówek – na całym świecie parają się tym najlepsi twórcy animacji i dla nikogo nie jest to ujmą.
Co do sceny fleszowej w Polsce, to tematu praktycznie nie ma a poza Mateuszem Skutnikiem, nie ma rozpoznawalnych szerzej nazwisk (a i jego głównie kojarzy się raczej najpierw z komiksów, dopiero potem z flaszowych interfikcji)
P.S techniczny – nie daję linków, bo wiadomo – FoA i Passion P spokojnie znajdują się po nazwach w googlach.
5 grudnia o godz. 17:35 23876
>> Mirek
a mnie sie jednak wydaje, że im mniej Państwa w Państwie = tym lepiej.
caly europejski Renesans — stworzono z mecenatu prywatnego; a nie „Państwowego” (z którego jednak Piramidy.;-))
…………………………
a JESLI ulga PODATKOWA (choć wolę słowo „odpis” — czyli przekazywanie BEZPOŚREDNIO pieniedzy Artystom; przez Sponsorow; BEZ udziału „Urzędnika”, ktory ma Gust, i Koszta, i Zarękawki i Śniadanka i…
— to dla Firm, Fundacji, Stowarzyszeń; a NIE — dla Państwa!
…………………………
a rozwiazanie?
Snobizm.
to snobizm — „na Sztukę’ (oraz nieco Religia!;-))
— stworzyły 9jak dotąd) NAJWIECJ dzieł Sztuki; i to tych sporych: katedry, palace…;-))
ale jeśli dziś dla „Bogatego” ważniejszy jest Nowy Yaht…
no to…
5 grudnia o godz. 21:04 23882
@mirek
myślę, że równie dobrze jak w filharmonii można pokazac film np. na chłodnej, z akompaniamentem czegobadz, kwartetu hardcore czy laptopowego glitchu. zespol gralby dalej, zeby warto bylo przyjsc, i calosc moglaby byc bez klopotu biletowana. jak sie nad tym zastanowic, kino nieme z buskingiem w kazdej mozliwej postaci sie juz przyjelo, a o animacji nikt jeszcze nie pomyslal.
5 grudnia o godz. 21:09 23883
Popieram Mirka. Wyklęty już Keynes był fanem teatru, w związku z czym stworzył dobry model interwencjonizmu (wiem, że już sam ten termin brzmi okropnie) w sferze sztuk scenicznych. I prawie wszystkie państwa korzystają z niego do dzisiaj, choć różne są sposoby konstruowania administracyjno-finansowego zaplecza. Pełnego wolnego rynku w obszarze kultury nigdy nie było i nigdy nie będzie, bo to technicznie niemożliwe i kropka. Jednak u nas większosc urzędników nie rozumie konieczności wyjęcia władzy i pieniedzy z ministerstw i instytucji szczebla centralnego. Cóż, zgodnie z zapowiedziami nowej ekipy można liczyć na zmianę. Zobaczymy jednak, czy kompetencje nie utoną w morzu retoryki.
5 grudnia o godz. 21:11 23884
Re: Zastanawiam się jedynie, czy nie przegapiliśmy jakiejś niszy – np. w środowiskach twórców flaszowych?
np.
http://www.fat-pie.com/ – bardzo fajne filmy, myślę że dosyć niszowe 😉
http://www.weebls-stuff.com/toons/
no i moja prywata : ) Absolutnie niszowa, tytuł: Ciach Ciacha
http://mrrau.net/dobro/ciacho-ciach-test.swf
6 grudnia o godz. 8:51 23935
jako Zwolennik Wolnego Rynku Zupełnego W Tym W Sztuce — jestem tu widzę w mniejszości…;-))
6 grudnia o godz. 10:36 23942
@mrrau
Chodziło nam o polskie produkcje, więc zachodnie serwisy odpadają. Za to swoją animacją trzeba było pochwalić się wcześniej, kiedy pisałem na blogu, żeby zgłaszać ciekawe rzeczy z polskiej sieci!
7 grudnia o godz. 0:44 23991
@Mirek
: ) nie wpadłem na to, żeby się pochwalić na spotkaniu… na codzień zajmuje się klepaniem kodu… no i wogóle, to takie niszowe.
Prawda.. miało być o polskiej animacji a ja tutaj jakieś zagraniczne linki.
W ramach rehabilitacji:
Stefan Paruch. Teraz raczej zajął się malowaniem obrazów.. ale kiedyś, jak go poznałem, robił animacje: http://www.latarnik.latarnik.pl/okiemparucha/
Mogę też polecić: http://parkink.net/ są tam dwie świetne animacje / teledyski – ich autor, Aubo Lessi, jest jak najbardziej Polakiem ; )
Tak. Jest już po spotkaniu… no cóż, następnym razem postaram się być bardziej czujny : )
ps. miałem nr 23, też ten szczęśliwy : )
ps2. kultowa dla mnie animacja: Julian Antonisz, Jak działa jamniczek, http://www.youtube.com/watch?v=4oNHmEwZQ-o
Pingback: Kultura 2.0 » Archiwum bloga » “Młoda polska animacja” po raz drugi - spotkanie K20, tym razem we Wrocławiu