Gazeta Wyborcza kontynnuje temat dominacji placówek bankowych w przestrzeni publicznej, kosztem „trzecich miejsc”, takich jak np. kawiarnie (wspominalem o sprawie tutaj). Pierwszy tekst w GW dotyczył warszawskiego Placu Wilsona na Żoliborzu – kolejny („Warszawa w sieci banków”) mnoży przykłady:
To samo jest np. na ul. Grójeckiej, przy której zawsze koncentrowało się życie Ochoty. Teraz na parter jednego z budynków wprowadziły się wyłącznie oddziały banków, w kolejnym – trzy, jeden obok drugiego. Banków przybywa na głównej arterii Mokotowa – Puławskiej, zmieniają też oblicze Marszałkowskiej. Dziś nie ma ona nic wspólnego z główną ulicą handlową Warszawy
Co ciekawe, banki (oraz placówki innych firm sieciowych) wypierają nie tylko kawiarnie, ale także sklepy – te wolą się przenosić do wielkich centrów handlowych, które – jak wynika z tekstu – lepiej „komponują” swoją przestrzeń niż miasto jako takie.
Jakby na potwierdzenie dostałem dzisiaj mailem informację, że Zbigniew Hołdys zamyka prowadzony od 15 lat sklep muzyczny:
W miejscu tym wkrótce otworzy swoje podwoje wielkie biuro maklerskie. „Oferta banku była nie do przebicia” – wyjaśnia Hołdys. „Utrzymanie sklepu w tym miejscu stało się niemożliwe”.
Żeby nie było, że tylko narzekam, konstruktywnie polecam spotkanie, które zacznie się za 4 godziny w Warszawie – Stowarzyszenie MiastoMojeAwNim.pl wraz z Biurem Kultury Urzędu Miasta organizuje debatę „Graffiti a przestrzeń miasta”. (Uczestnicy będą dyskutować, czy obok procesu zabankowywania możliwe też jest za-banksy’owanie miasta).
10 grudnia o godz. 15:22 24332
No po prostu szczęściarz ze mnie, interesujące spotkania zawsze muszą się odbywać akurat wtedy, kiedy nie mogę na nich być. I to w tym jednym jedynym dniu tygodnia. Ech…
11 grudnia o godz. 0:35 24373
podobny problem zawitał na Piotrkowską w Łodzi – reprezentacyjna ulica miasta staje się ulica banków miast knajpek i galerii (((
11 grudnia o godz. 11:13 24434
Ja sądzę, że zajmowanie przestrzeni przez banki jest procesem, który będzie trwać jeszcze latami, bo i banków wciąż przybywa. Do Polski wchodzi potężny HSBC i na pewno powstaną dziesiątki jego oddziałów, z pewnością pojawia sie też inne firmy. Banki przeżywaja swój złoty wiek, a „knajpki, glaerie…” i inne tam nie, bo to strasznie niedochodowy i żmudny biznes. Przeciętna żywotność lokalu gastronomicznego w Warszawie to 5 lat. Niezłe i to, bo ludzie wciąż stawiają bary i restauracje na terenach, które za kilka lat pójdą pod zabudowę mieszkaniową. Założenie knajpy, czy galerii w Warszawie jest przedsięwzięciem frustrującym i kończy się finansowym wypatroszeniem, choć w miarę szybko można sie odkuć. Ale coraz cieżej jest o dobrą lokalizację, racjonalne czynsze, czy możliwą do zaakceptowania umowę z ZGN. Znam przypadki zabijania inicjatyw „barowych” w bardzo brzydki, choć zgdony z prawem sposób. Ciekawe, jak się do tego ma centralnie zaplanowany boom gastronomiczny w związku z EURO 2012. Myślę, że będziemy się potwornie wstydzić rozrywkowej niewydolnosci tego miasta.
11 grudnia o godz. 19:09 24476
Może doczekamy się czasów, kiedy dystans i ostrożne traktowanie planów komercjalizacji przestrzeni publicznej będzie rutynową postawą władz municypalnych. Mają one wszak dbać nie tlko o stały dopływ gotówki z podatków, lecz troszczyć się o kapitał społeczny… On powstaje tam, gdzie swobodnie gromadzą się ludzie. A nie w bankach i w domach zamkniętych na cztery spusty przed intruzami.
13 grudnia o godz. 11:26 24667
Jakis czas temu trafiłam stronę ciekawego projektu, niestety chyba słabo aktualizowaną: http://www.planetwawa.org – nie pamiętam, czy już tu o niej wspominaliście. Strona należy do organizacji PlaNetWaWa, która zajmuje się aktywizowaniem i partycypacją lokalnych społeczości w pracy nad wspólną przestrzenią miejską. W nowym Notesie na 6 tygodni [http://www.bec.art.pl/notes.php] jest tekst na ten temat, przedstawiający działania PlaNetWaWy.