Dostałem mailem linka do projektu o nazwie Tinkering School, który organizuje warsztaty dla dzieci polegające na wspólnym budowaniu rzeczy w sposób improwizowany.
The Tinkering School offers an exploratory curriculum designed to help kids – ages 7 to 17 – learn how to build things. By providing a collaborative environment in which to explore basic and advanced building techniques and principles, we strive to create a school where we all learn by fooling around. All activities are hands-on, supervised, and at least partly improvisational.
Kolejny otrzymany link prowadzi do klipu, w którym Gever Tulley z Tinkering School na zaproszenie TED opowiada „5 niebezpiecznych rzeczach, na które należy zezwolić swoim dzieciom”.
Niezależnie od naszych starań, dzieci zawsze wykombinują, jak zająć się najbardziej niebezpiecznym zajęciem możliwym
Tulley przekonuje, że niebezpieczne zajęcia jednocześnie uczą kreatywności czy pracy zbiorowej. Proponuje więc zabawy z ogniem, dawanie w prezencie scyzorywków, itp. Prezentacja jest dość „amerykańska” – Tulley funkcjonuje w kulturze, w której panuje powszechny lęk o dzieci i ich bezpieczeństwo. W Polsce zapewne dzieci nadal żyją dość niebezpiecznie – ale już wśród mieszkańców zamkniętych osiedli sprawa zaczyna wyglądać inaczej.
Dlaczego o tym piszę? Tak naprawdę chodzi tu o edukację medialną – jednocześnie Tinkering School pokazuje, że hasło „edukacja medialna” jest czasem zbyt ograniczona: z perspektywy kultury 2.0 chodzi nie tylko o umiejętność korzystania z mediów lub krytycznego ich odbioru, ale też o zdolność bycia twórczym, ciekawym świata, itd.
Istotny jest też dla mnie fakt, że Tulley pracuje nawet z siedmiolatkami – zaczynając edukację medialną tak wcześnie, jak się da.
Myślę wreszcie, że trochę na podobnej zasadzie działa projekt Lego-Logos: pozwalając dzieciom podchodzić do nauki filozofii w sposób czynny i twórczy, odchodząc od modelu pasywnego czytania tekstów.
4 stycznia o godz. 14:16 27437
W ostatnich latach rzeczywiście pojawił się trend, który prowadzi do zamknięcia dzieci w plastikowych kulach, tak aby nie mogły sobie absolutnie nic zrobić. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale wydaje mi się, że poprzednie pokolenia przeżyły i rozwijają sie całkiem dobrze pomimo, że biegaliśmy po podwórkach z nożami, wspinaliśmy się na drzewa i myliśmy ręce w kałużach.
4 stycznia o godz. 17:57 27457
to charaktersytyczne dla Ameryki, że produkuje trend i kontr-trend.
mniej dosłownie chodzi o scyzoryki, bardziej – o eliminację myślenia magicznego i włączanie w dziecku fukncji „wenętrznego cenzora/regulatora” swoich poczynań. nie nauczone świadomości poczucia sprawstwa dziecko, nie pojmie zależności przyczynowo-skutkowej. za swoje błędy obarczy odpowiedzialnością tajemną, zewnętrzną siłę, nigdy siebie.
podobnie rzecz sie będzie miała z jego sukcesem.
nie tylko w czysto pragmatycznej, praktycznej sferze jego egzystencji.
z ubezwłasnowolnionych inetelektualnie/”eksperymentalnie” dzieci wyrastają dorośli nie dysponujący kompetencją odpowiedzialnego przeżywania życia, przewidywania konsekwencji zdarzeń i zachowań, kierujący sie przypadkową logiką.
postulat „wręcz swojemu dziecku nóż” robi sie niebezpieczny, gdy rodzic sam nie posiada świadomości, jaka głębsza myśl za tym stoi.
i w temacie http://dziecko.onet.pl/4219,0,11,sledze_swoje_dziecko_-_dla_jego_bezpieczenstwa,artykul.html