Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości

3.06.2008
wtorek

„Nigdy nie robię wielkich planów”. Wywiad z Aleksandrem Bardem, cz. I

3 czerwca 2008, wtorek,

Wywiad z Aleksandrem Bardem przeprowadziliśmy z Mirkiem rok temu. Na szczęście nie zestarzał się aż tak bardzo. Postanowiliśmy opublikować go wreszcie na blogu. Najwyższa pora, by przestał mieć status (cyfrowego) pułkownika półkownika (kto by pomyślał, że tak wolno!). Miłej lektury – jutro część druga.

Alexander Bard w przeszłości współtworzył legendarny gejowski zespół Army of Lovers, uczynił ze Szwecji potęgę w świecie muzyki popowej, występował jako drag queen i walczył z AIDS. Obecnie pisze książki filozoficzne, propaguje Zoroastrianizm i gra w elektro-popowym trio Bodies Without Organs. Z Aleksandrem rozmawialiśmy we wrocławskim pensjonacie im. Jana Pawła II. Na chwilę przed tym, jak w krótkich spodenkach wygłosił referat w barokowej Auli Leopoldinie.

Alexander Bard
Alexander Bard, zdjęcie oryg: leafar, CC BY-SA

Mirek Filiciak, Alek Tarkowski: Twoja biografia jest tak urozmaicona, że właściwie nie wiemy, jak Cię traktować. Jesteś obecnie bardziej filozofem, muzykiem, a może konsultantem biznesowym? Pod koniec kwietnia byłeś w Polsce z wykładem jako autor książki o najnowszych przemianach społecznych, ale niedługo przyjedziesz tu koncertować z popowym zespołem Bodies Without Organs. Czy taki styl życia – czyli w zasadzie brak jednego stylu życia – to jakiś nowy wzór funkcjonowania, właściwy naszym czasom?

Alexander Bard: Żyjemy w czasach zmiany, więc również wielkich eksperymentów. Ja sam budzę się rano, piję kawę, a później staram się zrobić coś, żeby dzień był przyjemny. Nigdy nie robię wielkich planów. I myślę, że większość kreatywnych ludzi dzisiaj podobnie jak ja robi równocześnie wiele różnych rzeczy. Przynajmniej jedna z nich pozwala im zarobić na utrzymanie, ale robią wszystko przede wszystkim dla zabawy. Nie twierdzę, że pieniądze w ogóle nie są ważne, ale istnieją stany pośrednie pomiędzy całkowitym brakiem pieniędzy i posiadaniem dużych pieniędzy. Każdy nadal oczekuje jakiegoś standardu życia – mieszkania, komputera, jedzenia i telefonu komórkowego? Ale to już nie kapitalizm, w którym chodziło o bycie jak najbogatszym. Dziś raczej chodzi o to, żeby wymyślić własny sposób na życie i być twórczym. To zapewnia znacznie wyższy status niż bogactwo.

Czyli jesteś – jak nazywasz to w swojej książce Netokracja – netokratą, przedstawicielem elity w nowym świecie, gdzie kreatywność i dostęp do informacji liczy się bardziej, niż kapitał?

Mam dostęp do internetu od 1987. Byłem jednym z pionierów, korzystających z wielkich komputerów uniwersyteckich. Nie było z kim za bardzo rozmawiać, ale i tak to uwielbiałem. Zachwycił mnie pomysł, że każdy mógłby mieć komputer, a wszystkie byłyby połączone. Już w latach 80-tych było całkowicie logiczne, że to się wydarzy. I tak też się stało, wszystkie komputery połączyły się w jeden wielki, czyli internet. A wszystkie fundamentalne zmiany społeczne zachodzą pod wpływem technologii. Przez ostatnie 400 lat żyliśmy w świecie ukształtowanym przez prasę drukarską, jednak od lat 80-tych to się zmienia. Stąd wzięła się teoria netokracji.

Obserwatorzy zmian związanych z popularyzacją internetu z reguły koncentrują się na jego potencjale demokratyzującym, na ułatwieniu dostępu do informacji. Mówi się, że informacja ma być wolna, coraz więcej osób dzieli się wiedzą w Wikipedii. Ty w swojej książce i podczas wykładów podkreślasz, że wiedza jest zbyt cenna, by ją rozdawać, że należy się nią wymieniać raczej w zamkniętych sieciach.

To Rousseau powiedział, że wiedza powinna być darmowa. Nienawidzę Rousseau – był najgorszym z filozofów, romantykiem, który mówił rzeczy, jakie wszyscy mniej uprzywilejowani od niego chcieli usłyszeć. Dlaczego informacja ma być za darmo, kto tak powiedział? Jeśli coś wiem, to prawdopodobnie będę się chciał nią z kimś podzielić. Ale innym mogę chcieć tę samą wiedzę sprzedać. A mogę kontrolować informację tylko tak długo, jak długo jestem jednym, który ją posiada. Oczywiście są przykłady bezpłatnej wymiany wiedzy, jak Wikipedia. Sam jestem Wikipedystą i piszę do niej hasła, ale to wiedza którą możesz znaleźć gdzie indziej, zebranie jej w jednym miejscu jest po prostu wygodne. Wyprodukowanie dobrej treści nie jest tanie. A informacja nie jest wolna i nie widzę powodu, dla którego miałaby być.

Wolność informacji to także czołowy argument coraz lepiej organizujących się piratów, którzy często sięgają po argumenty ideologiczne, odwołując się do walki z bezdusznym biznesem i skostniałym systemem prawa autorskiego. Szwecja stała się w ostatnim czasie pirackim gniazdem – tam powstała pierwsza na świecie partia piracka, stamtąd nadaje piracki serwer Pirate Bay.

Piraci to nieznośni hipokryci. Twórcy Pirate Bay prezentują się jako futurystyczni działacze polityczni, a tymczasem to ludzie, którzy zarabiają pieniądze na wyświetlanych w serwisie reklamach. Jestem pragmatyczny i wiem, że jeśli ludzie chcą wymieniać się muzyką za darmo z przyjaciółmi, lub zyskiwać przyjaciół wymieniając się z innymi, to niech tak robią. Nie mogę ich powstrzymać. Mamy do czynienia z sytuacją, w której nowa technologia wymusza na nas nowy sposób patrzenia na te sprawy. Natomiast nienawidzę złodziei, którzy nielegalnie odsprzedają moją muzykę lub zarabiają przy okazji na reklamach, jak to robi Pirate Bay. Nie zgadzam się też, że dla piractwa nie ma legalnej alternatywy.

Wspomniałeś o swojej muzyce. W latach 90-ych, przed napisaniem Netokracji, założyłeś Army of Lovers. Wcześniej byłeś działaczem gejowskim walczącym z AIDS. Czy jedno z drugim ma związek?

Każdy gej dorastający w latach 90-tych pamięta Army of Lovers jako jedną z rzeczy, które wywarły istotny wpływ na ich życie. Bawiliśmy z użyciem czarnego humoru, który traktowaliśmy jako broń, jako sposób radzenia sobie z problemami – tak jak robią to Żydzi. Walką z AIDS zająłem się w latach 80-ych po tym, jak zmarło na tę chorobę siedmiu moich przyjaciół. Mówiłem publicznie o AIDS, co wówczas było szokujące nawet w kraju tak tolerancyjnym jak Szwecja. Wyzwolenie gejowskie pozornie miało już wtedy miejsce, ale pod powierzchnią kłębiły się uprzedzenia. AIDS pokazało wtedy wszystkim ile jeszcze jest do zrobienia. AIDS był dla gejów Holokaustem i jedyni ludzie, którzy potrafili wówczas zrozumieć, przez co przechodziłem, to starzy Żydzi. A więc ludzie, którzy przeszli przez obozy w Europie Wschodniej, którzy stracili wszystkich znajomych i całe rodziny, którzy nie mogli nawet powrócić do miejsc z dzieciństwa.

AIDS i Holokaust nie do końca pasują do wyuzdanego stylu Army of Lovers.

Pewnego dnia stwierdziłem, że pora zamknąć w szafie garnitury z pogrzebów. To wówczas założyłem Army of Lovers. Naszym największym hitem była piosenka „Crucified”. Była hitem numer jeden w 29 krajach nie dzięki MTV, ale klubom gejowskim. To piosenka, która sięga po figurę Chrystusa oraz całą chrześcijańską mitologię opartą na ofierze, ale ją odwraca i umieszcza na krzyżu geja. „Ukrzyżowany / ukrzyżowany / jak mój zbawca”. To właśnie przyklad czarnego gejowskiego humoru odwołującego się do żydowskich tradycji. To hymn o ukrzyżowanym geju z dziewczynami o dużych biustach w tle, tak dla zabawy. Istnieje wiele gejowskich hymnów, takich jak „It’s a sin” Pet Shop Boys czy „Vogue” Madonny. Ale „Crucified” z nich wszytkich jest najbardziej polityczny. Ta piosenka to gejowskie „Blowing in the Wind” Boba Dylana.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 5

Dodaj komentarz »
  1. Hm, w tym przypadku powinno chyba być jednak „półkownik”, skoro słowo te wywiedziono od „półki”, a nie od „pułku”.

  2. ah! nawet nie wiedziałem, że taka pisownia jest dozwolona i że półkownik pisze się inaczej niż pułkownik. dziękuję.

  3. Półkownik jest nawet w słowniku PWN:
    http://sjp.pwn.pl/lista.php?co=p%F3%B3kownik
    🙂

  4. >Twórcy Pirate Bay prezentują się jako futurystyczni działacze polityczni, a tymczasem to ludzie, którzy zarabiają pieniądze na wyświetlanych w serwisie reklamach.

    Po pierwsze, muszą pokrywać koszty swojej działalności. Po drugie, muszą wynagradzać sobie ryzyko wielomilionowych pozwów sądowych, o które użytkownicy jak na razie nie muszą się specjalnie martwić.

  5. thanks for the link.
    here are my interviews of the authors :
    http://youtube.com/watch?v=361pI4gU-Hc