Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości

20.07.2008
niedziela

Salon Warszawa

20 lipca 2008, niedziela,

Zebrało mi się kilka wątków (w dużej mierze warszawskich), których wspólnym mianownikiem jest problem, który zgrabnie ujęła Magdalena Staniszkis w wywiadzie opublikowanym w weekendowej Wyborczej:

Co się stało? Symboliczne i estetyczne myślenie o mieście zostało zastąpione wyłącznie komercyjnym?

– Zabrakło idei dobra wspólnego. […] Pojęcie dobra wspólnego zostało skompromitowane w poprzednim ustroju. Wtedy jednostka była niczym, teraz mamy wahnięcie w drugą stronę, jednostka jest wszystkim. Nie mamy języka, by mówić o tym co wspólne, by tego bronić.

(Staniszkis ciekawie opowiada też o problemach z planowaniem przestrzennym – a właściwie o jego kompletnym w Polsce braku).

Czytając wywiad przypomniała mi się informacja gdzieś sprzed tygodnia, że Rada Miasta Warszawy, działając pod wpływem nacisków mieszkańców Starego Miasta, zakazała organizowania imprez masowych na placu Zamkowym i Rynku Starego Miasta. Mieszkańcy będą się starać rozszerzyć zakaz na całą Starówkę (Stare i Nowe Miasto). Jeden z mieszkańcow stwierdził, że mogą zostać zaakceptowane targi książki i wystawy kwiatów.

Rozumiem, że hałas może być problemem – mieszkając na Mokotowie sam czasem słyszę koncerty organizowane na pobliskich Polach Mokotowskich. Ale jeszcze większym problemem jest widoczny na tym przykładzie brak akceptacji mieszkańców dla publicznego życia wielkomiejskiego. Podejrzewam, że „złotym wiekiem” są dla nich czasy sprzed dwudziestu lat, gdy Starówka po zmroku zamierała.

Przypadek ten nie jest zresztą odosobniony – z tego co wiem bary, kawiarnie i kluby regularnie napotykają na trudności ze strony wspólnot mieszkaniowych. Nie potrafię zrozumieć tej specyfiki Warszawy – w innych miastach mieszkańcy jakoś nie protestują. Jednocześnie obecność tego rodzaju miejsc, w których kwitnie życie (w tym kulturalne) jest dla mnie niezbędnym warunkiem zapewnienia dowolnemu miastu witalności.

Drugą stroną tego samego medalu jest komercjalizacja przestrzeni publicznych – wspólnoty, które nie chcą barów i kawiarni, chętnie podpisują umowy z bankami. Dobrym przykładem jest sytuacja w Opolu:

Na hucznych obchodach jubileuszu dziesięciolecia tzw. obrony województwa arcybiskup Nossol gani w katedrze prezydenta, wojewodę, marszałka i urzędników.

– Powinniście robić wszystko dla dobra ludzi, a nie tylko kierować się krótkotrwałym zyskiem. Opole w centrum to bank za bankiem, a banki po godzinach pracy są zamknięte i centrum miasta wymiera – wytyka arcybiskup.

Sedna tego problemu – tylko niestety od złej strony – dotknął w komentarzu na temat otwarcia wyremontowanego Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie Seweryn Blumsztajn:

Warszawa ma wreszcie swój salon – w niedzielę otwiera się po remoncie Krakowskie Przedmieście. […] Można się oczywiście czepiać tego i owego, ale to będzie naprawdę piękna ulica.

Każde miasto potrzebuje salonu.

Powiedziałbym raczej, że każde nowoczesne miasto potrzebuje nie tylko salonu. „Salon” to dla mnie targi książek i kwiatów, pięknie wyremontowane pasaże i schludne witryny banków. Ale salon to również pokój, którego nie potrzebuję we własnym mieszkaniu – bo jest trochę zbyt elegancki i nie żyje się w nim dobrze. Miejski salon jest dobry dla celów reprezentacyjnych, ale trafia w gusta tylko niektórych mieszkańców i turystów (upraszczając: tych starszych, i bardziej konserwatywnych). Natomiast „salon” ma niewiele wspólnego z przestrzeniami alternatywnymi; ze sferą, w której kwitnie kreatywność; z rewitalizacją terenów post-industrialnych; i tak dalej.

(Nieco na marginesie: w Barcelonie można znaleźć darmowe mapy opisujące najciekawsze obszary z graffiti oraz najlepsze miejsca i trasy do jazdy na deskorolce. To dla mnie świetny przykład promocji innych twarzy miasta, niż jego salon – którym w Barcelonie jest zapchany przez turystów i znienawidzony przez wielu mieszkańców pasaż Ramblas).

Jest jeszcze jeden problem z Krakowskim Przedmieściem – jest to obszar nieprzyjazny rowerzystom. Nie ma stojaków na rowery, nie ma też ścieżki rowerowej – choć podobno zgodnie z miejskimi przepisami każda nowa lub wyremontowana ulica ma taką ścieżkę posiadać. I wszystko się zgadza – w końcu do salonu rowerem się nie wjeżdża. Mniejsza z tym, że przyjazność rowerzystom jest w nowoczesnych miastach normą.

O szkodliwym wpływie grup interesów, martwej Starówce i rządach interesów komercyjnych mówi też w wywiadzie dla Gazety Stołecznej Grzegorz Lewandowski z Chłodnej 25.

Wreszcie – zupełnie na gorąco – znalazłem wywiad na temat przyszłości warszawskiego kina studyjnego Iluzjon z dyrektorem Filmoteki Narodowej, prof. Tadeuszem Kowalskim. Co ciekawe, kino od jesieni będzie się mieścić w budynku Biblioteki Narodowej – myślę, że warto jeszcze będzie wrócić do tej konwergencji instytucji kultury. Prof. Kowalski wspomina o dziwacznym sondażu zamówionym przez miasto, w którym pytając Warszawiaków o preferencje inwestycyjne zestawiono obok siebie duże projekty infrastrukturalne (np. budowę metra) z inwestycjami kulturalnymi. Sondaż ma podobno pomóc kształtować politykę inwestycyjną miasta – a wniosek (demagogiczny) jest oczywiście prosty: warszawiakom za bardzo na kulturze nie zależy, bo umieszczali projekty kulturowe na końcu listy priorytetów.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 3

Dodaj komentarz »
  1. Tak się składa, że w mojej mieścinie mieszkam o krok od OSiRu, na którym odbywają się wszystkie festyny i koncerty plenerowe. Scena z nagłośnieniem stoi jakieś 20 metrów od mojego bloku, minimum kilka razy w roku jest głośna impreza. Dookoła osiedla i jakoś nie ma protestów. Tradycyjnie każdy festyn kończy się o północy (poza kinem w plenerze, które trwa do świtu, no ale to nie jest głośne) żeby ludzie mogli się w miarę wyspać. I chyba wszyscy są zadowoleni, albo przynajmniej obojętni (chyba, że występuje jakaś nielubiana gwiazda?).
    Oczywiście, co innego, gdyby takie imprezy odbywały się non-stop, czy trwały do rana, ale przecież zawsze można znaleźć kompromis.

  2. witaj….. możesz mi podać swojego maila… chciałem Ci interesującego coś przesłać. pozdrawiam a

  3. „Nie potrafię zrozumieć tej specyfiki Warszawy – w innych miastach mieszkańcy jakoś nie protestują.”

    W Gdańsku też protestują:/ Główne miasto po 24 nie żyje:( Latem czasem coś się czasem ruszy…