Serwis TorrentFreak opublikował analizę opłacalności udostępniania muzyki w sieci w zamian za dobrowolne datki fanów. Z tekstu wynika, że taki model sprawdza się wyłącznie w wypadku uznanych gwiazd, takich jak Radiohead czy Nine Inch Nails.
O sukcesie Radiohead i NIN napisano wiele, równie wiele było dyskusji, czy jest on do powtórzenia – oczywiście na mniejszą skalę – przez mniej znanych wykonawców. Aby rozstrzygnąć ten spór, ludzie z TF przeanalizowali statystyki z Jamendo, gdzie dostępna jest opcja wspierania artystów datkami. Jak się okazuje, prawie nikt z niej nie korzysta.
Postanowiliśmy sprawdzić całkowitą liczbę dobrowolnych wpłat do dnia 25 października 2008 – rezultaty mówią wiele. Spośród 423968 użytkowników, cokolwiek wpłaciło 1650, czyli niespełna 0,5%. Osoby te dokonały w sumie 2712 wpłat na łączną kwotę nieco powyżej 36 tys. USD, co daje średnio nieco ponad 10 USD na wpłatę. Najwyższą wpłatą na Jamendo było jak dotąd 200 euro – robi wrażenie, ale nie tak wielkie, jak wpłata 5 tys. USD, której dokonał Trent Reznor ściągając ‚darmową kopię’ albumu Radiohead.
Najlepiej zarabiającym artystą serwisu Jamendo jest Rob Costlow, który w ciągu przeszło 3 lat zebrał nieco ponad 1 tys. USD. Jego dwa albumy zostały pobrane z Jamendo ponad 50 tys. razy, a z odsłuchu strumieniowego skorzystało ponad 500 tys. osób. Na Jamendo publikuje obecnie blisko 10 tys. artystów (nie wszyscy przyjmują wpłaty), z czego przynajmniej jeden datek otrzymało 648.
Trzeba przyznać, że przytoczone liczby nie prezentują się imponująco. Oczywiście przywoływane statystyki można interpretować inaczej – Jamendo nie pozwala artystom na zarabianie, lecz może ich wesprzeć w promocji. A kiedy osiągną status gwiazd, będą mogli zarabiać na dobrowolnych wpłatach tyle, co Radiohead… Z drugiej strony może rzeczywiście wykonawcom pozostaną koncerty i sprzedaż koszulek. Nie powinienem się dziwić – sam, gdy ściągałem ostatni album DJ Girl Talk, wpisałem cenę 0 USD i kliknąłem na „I don’t believe in paying for music”.
27 października o godz. 22:36 37010
Link do albumu nie działa.
Co do meritum- w mojej opinii, osoby, która również publikuje na jamendo, nie jest to serwis dla osób, które chcą zarabiać. Niektórzy coś tam dostają, ale nie ma szans na to, by zaczęli zgarniać kokosy dzięki publikowaniu na serwisach z darmową muzyką.
NIN i Radiohead to przykłady zespołów starego typu- gwiazd, które mogą sobie pozwolić na eksperymenty, bo wiedzą, że i tak coś zarobią, a zawsze kolejna płyta może być wydana starym trybem.
Artystom z jamendo, jeśli nawet chodzi o zysk, to w o wiele dłuższej perspektywie i na pewno niewielu z nich marzy o uzależnieniu się od wytwórni, raczej jeśli staną się sławni, zaczną zarabiać bez pośredników, a może nawet dalej rozdawać muzykę, kasując za występy i gadżety.
I raczej zmieniłbym tytuł wpisu- rozdawanie muzyki jest dla każdego, ja liczę na to, że muzyki darmowej będzie coraz więcej i to takiej, którą dalej będzie można przetwarzać. Mój zespół należy do grupy kapel nie pozwalających na przelewanie pieniędzy na jamendo, bo wierzymy, że dzięki sieci, zerowym kosztom kopii albumu (może nie do końca, no samo jamendo musi przecież utrzymywać serwery) i do tego samodzielnej produkcji, można wrócić do prawdziwego „zrób to sam”. Dzielić się muzyką i cieszyć z radości innych, którym muzyka się podoba. Wracamy do kultury swobody muzycznej i dzielenia się pomysłami i to jest dla mnie najwspanialsze.
A jeśli nowe możliwości zarabiania skłonią gwiazdy do rozdawania choćby części twórczości, mogę się tylko cieszyć. I tak jak nie daję dolara biednym artystom z jamendo, tak nie wyobrażam sobie płacić artystom z wytwórni (nawet jeśli sami nie chcą podzielić się muzyką).
27 października o godz. 23:27 37024
Do tytułu dodałem zastrzeżenie w nawiasie, link poprawiony (nie jestem wielkim fanem DJ Girl Talk, ale wydaje mi się, że to ciekawy przypadek – mam nadzieję, że kiedyś ujawni statystyki z uzasadnień zaznaczanych przez płacących zero). Pozdrowienia
28 października o godz. 11:52 37114
Oczywiście, zmieniłbym tytuł, gdybym to ja był autorem. Chociaż teraz po zmianie, dochodzę do wniosku, że można interpretować różnorodnie poprzedni tytuł. Dopiero zdałem sobie sprawę, że Mirek jest autorem wpisu, jakoś zakodowałem sobie, że muzyka to temat Alka (może zupełnie bezzasadnie, tak przez skojarzenia z CC).
Pozdrawiam
28 października o godz. 15:23 37169
ciekawe jak wypadłaby taka analiza w stosunku do polskiego megatotalu? wydaje mi się, że pierwszy zachwyt tą formą dystrybucji muzyki minął i wiele osób zrozumiało, ze tak naprawdę kwoty uzyskiwane z tej sprzedaży są tak małe, ze nie warto w to wchodzić.
ewenementem jest sukces Julii Marcell, która w serwisie SellaBand uzbierała 50 tys. dolarów i rzeczywiście nagrała i wydała album. wątpię, żeby coś takiego (jeśli chodzi o wykonawcę z Polski) mogło się powtórzyć
28 października o godz. 16:25 37183
@niki
też pomyślałem o sellaband / megatotalu – o ile Jamendo rzeczywiście głównie ma służyć dzieleniu się muzyką (choć jest to komercyjne przedsięwzięcie, którego twórcy – w przeciwieństwie do artystów – na pewno myślą o zyskach), to te dwa serwisy zostały stworzone z myślą o pieniądzach.
a raczej o wydaniu płyty, co też jest trochę zaskakujące. rozmawialiśmy o tym podczas spotkania zorganizowanego w ramach Off Festiwalu – że najabrdziej innowacyjny model dystrybucji w Polsce opiera się na fetyszu płyty, który jest już trochę archaiczny.
28 października o godz. 19:44 37229
@ I don?t believe in paying for music
Jesteś jeszcze większym ortodoksem niż ja:) Mimo stricte pirackiego ściągania dużych ilości muzyki, wciąż wierzę, że istnieją produkcje muzyczne, za które warto zapłacić, choćby po to, by powstały ich kolejne odsłony. Nie wierzę w płacenie za płyty (nieznoszę cdków), nie wierzę w płacenie za drmowane pliki, lub jakieś dziwaczne atjunsowe formaty, ale akurat za muzykę (czytaj: wkład twórczy), jestem skłonny zawsze zapłacić. Tylko cena nie powinna być zależna od twórcy, bo się w takim razie w życiu nie dogadamy – model oparty na co łaska, przy zachowaniu jednocześnie zupełnie otwartego CC, jest tu chyba modelem zupełnie idealnym. Zapłaciłem za towar, tyle, ile uznałem, że jest wart (normalna rynkowa zasada, płyt nie kupuję głownie dlatego, że nie są tyle warte ile wymyślił sobie artysta pospołu z dystrybutorem) i chcę mieć w związku z tym prawo, do zrobienia z tym plikiem, co mi tylko do łba przyjdzie. Przy okazji, zda mi się, że to byłby dużo lepszy wskaźnik jakości/popularności danego zespołu, niż jakiekolwiek listy przebojów – nawet dziś mi się wydaje, że fani np Milesa Davisa, są w stanie rozstać się z większą kasa na muzę, niż np fani Feel, Natalii Leszcz, czy co tam aktualnie topowe. Tylko trzeba im umożliwić dostęp.
A Jamendo, przy całej sympatii do tego serwisu, powodowanej głownie tym, że znalazłem tam kilka naprawdę niezłych płyt (Ghostown, Gonzo Jazz), to jednak przede wszystkim amatorka, ludzie, którzy dopiero muszą/chcą udowodnić, że ich muzyka jest cokolwiek warta, że nie jest kolejnym produktem od niewiadomokogo, dla niewiadomokogo. Nie można się w takiej sytuacji spodziewać krociowych zysków, to raczej dopiero próba stworzenia jakiegoś kapitału, jakiejś wiarygodności, która w końcu, jeśli muzyka naprawdę będzie dobra, zacznie procentować finansowo w ten czy inny sposób.
30 października o godz. 16:30 37788
Mam wrażenie, że możliwości dyskutowania czegokolwiek w tej kwestii wypaliły się na kilka miesięcy przed naszymi warsztatami na Offie. Te same pół-argumenty rozmaitej maści piratów i twardych biznesmenów kontrolujących fonografię, acz muzyką niespecjalnie zainteresowanych to tylko zbiór miałkich opinii. Ja sam uznałem, że niespecjalnie potrzeba nam wiecej gadania o tych sprawach, ponieważ wszelkie argumenty budowane są na podstawie mizernych medialnych komunikatów. Fonografia jako przemysł jest w kryzysie, ale to nie jest kryzys zagrażający jej egzystencji. Chyba to jest źródło wiekszości niewiadomych – nie mamy pojecia co sie stanie, bo instytucje fonograficzne nie upadną jako takie. Zmieni się natomiast cała struktura, model zarządzania. Ale pewne ekonomiczne „organizmy” pozostaną, bo showbiznes przecież nie umrze. Nic poważnie nie zagraża cyrkulacji pieniądza w sferze obrotu nagraniami, czyli wciąż mamy rynek. Jestem przekonany, że ludzie wcale nie potrzebują być aż tak kreatywni i samowystarczalni w sferze tworzenia/nabywania muzyki, jak się wydaje wielu aktywistom.
W ramach zamiłowania do archaicznych fetyszy podjąłem ostatnio decyzję, że przestanę kupowac płyty CD, natomiast powiększę zbiór winyli. Jako, że zgrywanie utworów z czarnych dysków do mp3 w warunkach domowych jest ciężkie, będę ściągał z sieci pliki z muzyką, którą będę miał też na winylu. Ciekawe, czy sprzedaż winyli w Polsce skoczyłaby (nawet duże sklepy zamawiają ich coraz więcej), gdyby właściciel płyty znajdował w opakowaniu karteczkę z linkiem i hasłem do ściągnięcia wersji mp3 za darmo z serwisu wytwórni/dystrybutora…