Gazeta Wyborcza opublikowała w sobotę zapis dyskusji „Czy ścigać za ściąganie w sieci?” (pod nienajlepszym tytułem, choć może lepiej oddającym motywy przewodnie: „Jak nie piracić w internecie”). Polecam lekturę – choć warto mieć świadomość, że jest to bardziej remiks niż zapis dyskusji – dużo wątków, które pojawiło się na żywo, zostało wyciętych, a doszła redakcja tekstu, służąca dodaniu dyskusji nowej dramaturgii.
Najpierw ogólna uwaga. Część uczestników spotkania narzekało, że spotkanie było nie na temat, bo mało dyskutowaliśmy o ściganiu piractwa. Tematykę tę próbował zresztą „narzucić” przedstawiciel ISOC Polska, który opowiadał o bieżących próbach wprowadzenia przez Francję surowych kar za nielegalną wymianę plikami w sieci.
Dyskutanci rzeczywiście nie podjęli tematu – jednak pośrednio, moim zdaniem, się do niego odnieśli. Trójka przedstawicieli wydawców (publicznych – takich jak PWA – oraz komercyjnych, Wirtualnej Polski i Agory), opowiadając o swoich działaniach, pokazywali raz za razem, że istnieją legalne sposoby ściągania, w przypadku których nie ma celu się zastanawiać, czy ścigać czy nie. A że są to często działania pilotażowe, marginalne w skali działań tych i innych wydawców, lub podejmowane z dużym trudem – to inna sprawa. Mottem tej części dyskusji mógłby być cytat z pełnomocnika ZPAVu Marka Straszewskiego, który powiedział kiedyś, że „legalne opcje zmniejszają piractwo”.
Oczywiście w dyskusji, która dotknęła wielu różnych tematów i wątków, pojawiały się też głosy inne. Ale w dużej mierze udało nam się – co moim zdaniem jest sukcesem – uniknąć rozmawiania o szkodliwości piractwa lub wyjaśniania sobie, że dystrybucja w sieci może być darmowa, legalna, i z pożytkiem dla wszystkich.
Żałuję natomiast, że w czasie dyskusji nie został pociągnięty wątek, który starałem się wprowadzić na samym początku – że nielegalna z punktu widzenia prawa wymiana ma potężne, i to pozytywne, skutki kulturowe. W odpowiedzi Dominika Herburt-Heybowicz stwierdziła, że piractwo to kradzież, a kradzież jest karalna. I dyskusja została ucięta. „Kradzież” niestety jest słowem-wytrychem, które robi ze zjawiska piractwa temat tabu – i utrudnia przyjrzenie się jemu z bliska, i na chłodno.
Natomiast zabrakło w zapisie dwóch ważnych dla mnie wypowiedzi.
Po pierwsze, Kamil Przełęcki powiedział, że o ile trzy lata temu na spotkaniu Salonu Creative Commons uważał otwarte modele dystrybucji za dziwny pomysł, to dziś jest przekonany, że twórcy i wydawcy powinni swobodnie udostępniać niektóre treści – i podkreślił, że nie oznacza to rezygnacji z komercyjnych modeli dystrybucji. To dla mnie ważny sygnał, że w dłuższej perspektywie czasowej Creative Commons i pokrewne modele mają szansę zyskać sojuszników w mainstreamie kultury, także komercyjnej.
Po drugie, Wojciech Orliński powiedział do Michała Merczyńskiego, że cieszy się, że PWA wydaje piękne płyty z filmami, a nie wrzuca ich do Sieci na jakiejś licencji Creative Commons. Taka opozycja jest sporym nieporozumieniem. Sam bardzo lubię eleganckie produkcje PWA – ale uważam, że równie dobrze można by je udostępnić w internecie, najlepiej równolegle. Bo jak pokazuje sukces formatu mp3, nie wszystkim zależy na okładkach i jakości hi-fi. Jeszcze większym nieporozumieniem jest wspominanie o CC, bowiem decyzja o stosowaniu licencji nie ma związku z wybranym formatem i nośnikiem dystrybucji. O czym najlepiej świadczy przykład Trenta Reznora, który jedną z wersji płyty Ghost I-IV (wydanej na licencjach CC), wypuścił jako limitowaną, ekskluzywną edycję 2500 sygnowanych kopii (na której zarobił 3/4 miliona dolarów).
Zabrakło też Krzysztofa Cugowskiego – bardzo byłem ciekaw jego zdania. I przez to, niestety, mogły pojawić się zarzuty, że wydawcy mówią w imieniu artystów (więcej o tym w następnym wpisie, jutro).
1 grudnia o godz. 16:35 40252
Jest takie pojęcie po angielsku nazywane ‚framing’ – nazywanie sciąganie plików kradzieżą jest właśnie takim framingiem, szczególnie skutecznym w krajach które przeszły przez doświadczenie komunizmu. Być może warto byłoby zorganizować debatę która skupiłaby się na tej jednej kwestii – czy kopiowanie można nazwać kradzieżą i podyskutować o tym czym się różni monopol kopiowania (jako część prawa autorskiego) i prawo własności.
Jeden z dwóch przedstawicieli ISOC (niestety całkiem wycięty z zapisu dyskusji).
1 grudnia o godz. 17:13 40253
W skrótach nie rozpoznałem swoich wypowiedzi, ale co tam, było ciekawie :-).
1 grudnia o godz. 19:17 40259
Powiedzmy sobie szczerze, piractwo pomaga walczyć z globalnym ociepleniem: http://tinyurl.com/5tjyf2
Czym są ‚własność intelektualna’ albo ‚prawo’ w porównaniu z przyszłością całej planety?!
2 grudnia o godz. 14:28 40268
„Sam bardzo lubię eleganckie produkcje PWA – ale uważam, że równie dobrze można by je udostępnić w internecie, najlepiej równolegle. Bo jak pokazuje sukces formatu mp3,”
Przecież sukces formatu mp3 nie pokazuje, że równie dobrze mogą równolegle istnieć tradycyjne albumy i darmowe treści do ściągania – przeciwnie. Więc jak PWA będzie to wrzucać za friko – to nie będzie już ładnych albumów.
2 grudnia o godz. 15:08 40269
@ wo:
Ja bym powiedział raczej, że na polskim rynku to się sprawdzi, bo jest on bardzo płytki. Jasne, że produkty budget i premium adresowane są do innych grup docelowych, ale jeśli klient budget nie będzie miał dostępu do produktu kierowanego do niego, sięgnie po ten z grupy premium. W warunkach polskich ten odsetek klientów migrujących może decydować o powodzeniu inwestycji.
Gdyby w Polsce udało się wcisnąć na rynek dostatecznie dużo płatnych egzemplarzy na pokrycie kosztów produkcji albumu bez ograniczania innych kanałów dostępu (np. YT), to pewnie p. Merczyński byłby bardziej zainteresowany takim pomysłem.
2 grudnia o godz. 19:54 40272
Do dyskusji o piractwie chciałbym dorzucić kilka słów o swoich doświadczeniach. Jestem wiernym czytelnikiem Polityki i z tego powodu dość bolesny był mój wyjazd za granicę, gdzie nie miałem do niej dostępu. Pewnego dnia, przypadkiem, natrafiłem na sklep internetowy sprzedający moje ulubione tygodniki i dzienniki. Bardzo się ucieszyłem i szybko dokonałem zakupu. Cieszyłem się kilkoma numerami Polityki do czasu, kiedy okazało się, że nie mogę już ich przeglądać. Wszystko przez błąd autoryzacji w zabezpieczeniach przed nieuprawnionym dostępem. Okazuje się, że dużo prościej (i za darmo) można ściągnąć z internetu zeskanowaną (czyt. „spiraconą”) wersje tygodników. Tak też postąpię. Morał z tego taki, że wydawcy sami pod sobą dołki kopią. Przez wymyślne zabezpieczenia i ograniczenia, dużo prościej i szybciej jest piracić.
P.S. Podobno podobny problem mają gracze. Mimo zakupu oryginalnych gier komputerowych, muszą ściągać z internetu nielegalne „cracki”, czyli programy łamiące zabezpieczenia. Niekiedy wystarczy, że użytkownik ma w komputerze dwa napędy CD, a gra się nie uruchomi ze względu na paranoję twórców. I znowu, łatwiej od razu ściągnąć pirata.
2 grudnia o godz. 23:31 40277
Nie da się pogodzić ładnych okładek z otwartym dostępem resp. nietoksyczną licencją? Z punktu widzenia biznesu być może nie. Ale moment, czy zadaniem PWA jest prowadzenie zyskownego interesu? O ile pamiętam, jest to instytucja utrzymywana z pieniędzy podatników i mająca inne cele niż maksymalizacja zysku albo dopieszczanie przedstawicieli miejskiej klasy średniej krzywiących się na darmochę. Może więc warto brać w tym wypadku pod uwagę także inne społeczne względy, jeśli są?
Wolę wierzyć, że wybór nośnika i zamkniętej licencji jest jest skutkiem braku zgody dysponentów praw autorskich, trudności ze zorganizowaniem wygodnego dostępu w Sieci itd.
A z komentarzy wokół debaty bardzo przypadło mi do gustu porównanie (netto.blox.pl) producentów, dystrybutorów itp. obrońców świętego prawa własności intelektualnej do górników buntujących się przeciwko końcowi epoki przemysłu ciężkiego. Może by ktoś zremiksował odpowiednio „Billy’ego Elliota”? 😉
3 grudnia o godz. 12:42 40282
@wo
uciąłeś cytat za wcześnie – rozdzieliłem Twój zarzut na dwa: jeden dotyczący udostępnienia w sieci, a drugi udostępnienia na wolnych licencjach. przykład mp3 dotyczył tylko pierwszej części – przegapiłeś przykład Reznora. oczywiście można się zastanawiać, na ile sytuacja NIN jest podobna do sytuacji archiwalnych filmów np. Karabasza, ale to już inna sprawa. jestem przekonany, że sprawdzają się modele biznesowe rozciągające produkt na całe spektrum, od wersji płatnych analogowych, przez płatne sieciowe, po darmowe sieciowe. oczywiście nie zawsze – ale w wystarczającej liczbie przypadków, że dziwi mnie, że nikt nie chce próbować.