Nową akcję Jamiego Oliviera, brytyjskiego kucharza (i „działacza żywieniowego”) można określić jako edukacyjny crowdsourcing żywieniowy. Olivier namawia brytyjczyków żeby organizowali imprezy „Pass It On” (przekaż to dalej), w czasie których goście gotują z gospodarzami, ucząc się od nich przepisów. Na stronie projektu jest elegancki system, który pozwala budować coraz to dłuższe „łańcuchy przekazanych przepisów”, zobrazowane jako stoły, przy których u głowy siedzi twórca łańcucha, a dalej kolejne osoby, którym przekazał przepisy. Można zbierać punkty i coraz ładniejsze talerze, jakaś Polka prowadzi nawet obecnie z 33-osobowym łańcuchem, ale to tak naprawdę tylko nieistotne detale.
Projekt „Pass it On” jest częścią kampanii „Ministry of Food”, na którą składa się też program telewizyjny o tym samym tytule. Cel jest prosty: namówić brytyjczyków, by ponownie zaczęli gotować. Tytuł nawiązuje do czasów Drugiej Wojny Światowej, gdy tytułowe „Ministerstwo jedzenia” dbało o dystrybucję racji żywnościowych, ale przede wszystkim uczyło Brytyjczyków, jak w trudnych czasach i przy ograniczonej ilości dostępnego jedzenia żywić się zdrowo. Program telewizyjny jest zapisem szkoleń prowadzonych przez Jamiego w brytyjskim mieście Rotherham. Recenzentka opisuje scenę, w której Jamie odwiedza młodą matkę karmiącą małe dzieci wyłącznie słodyczami – po wyjściu od niej Jamie stwierdza, że widział sieroty z AIDS w Soweto, i były lepiej odżywione.
Można oczywiście cynicznie powiedzieć, że część crowdsourcingowa napędza popularność serialu i sprzedaż książki kucharskiej. Ja widzę to na odwrót – zamiast ograniczać się do działalności komercyjnej i bycia kucharzem-celebrytą, Jamie wykorzystuje popularność swoich programów jako silne narzędzie wspierające akcję społeczną.
Nie wiem, jak jest z żywieniem w Polsce. Podejrzewam, że kiepsko. W wielu rodzinach nie je się niemal żadnych warzyw. W Polsce też przydałoby się takie Ministerstwo. Przewrotna nazwa trafia w sedno sprawy – nie zawsze potrzebujemy oficjalnych Ministerstw, nie ma co się na nie oglądać i narzekać na nieskuteczność ich działań. W wielu kwestiach możemy być własnymi Ministerstwami.
Pytanie oczywiście, na ile ten projekt potrafi przekraczać bariery społeczne – organizując obiady dla znajomych będziemy ciągle poruszać się w swoim kręgu towarzyskim.
Drugi przykład to na razie tylko pomysł. Yochai Benkler wyobraża sobie, że rząd amerykański mógłby zlecić edukację medialną i informatyczną „studentom, nauczycielom, pracownikom umysłowym i wszelkim innym osobom o odpowiedniej wiedzy”. Zalety takiego rozwiązania są dwie: po pierwsze, wykorzystuje się nieformalną wiedzę rozproszoną w społeczeństwie, której nie posiadają zawodowi nauczyciele. Po drugie, buduje się kapitał społeczny, gdyż proces edukacyjny ma charakter rozproszony i nieformalny. Benkler proponuje, by potraktować to również jako sposób na aktywizację osób starszych (wtedy należy pewnie zmienić tematykę) – a także, w czasach kryzysu, jako formę robót publicznych:
Chętnie rozważamy płacenie ludziom za kopanie dróg i lanie cementu. Budują bowiem wówczas naszą infrastrukturę fizyczną. Nie ma powodu, by równie chętnie nie płacić ludziom za nauczanie, uczenie się, i dzielenie wiedzą. Będą wówczas budować infrastrukturę wiedzy.
*
Torrent Freak: BBC odtwarza dźwięk do nagrania z lat 60-ych z kopii amatorskiej (pirackiej?); Polimerek: Brytyjski serwis filtrujący treści blokuje (na krótko) możliwość edycji Wikipedii; ORG: Brytyjski rząd chce wydłużyć okres obowiązywania praw pokrewnych wbrew wynikom analiz.
17 grudnia o godz. 18:12 40327
Czytając o „Ministerstwie jedzenia? dbającym o dystrybucję racji żywnościowych w czasie wojny, zastanawiam się, czy nie czeka nas – z racji nieuchronnego kryzysu – konieczność przemodelowywania stylu życia, aby spełniało wymogi modnego slow life.