Tim Wu jest profesorem prawa w Columbia Law School, specjalizującym się w prawie własności intelektualnej i telekomunikacyjnym. Jest też byłym uczniem Lawrence’a Lessiga, a dziś sam należy do grupy czołowych myślicieli zajmujących się w USA szerszymi implikacjami prawnej regulacji nowych technologii. Jest wreszcie przewodniczącym grupy Free Press, działającej na rzecz reformy mediów.
Kilka dni temu przeczytałem jego tekst pt. „On Copyright’s Authorship Policy”, w którym Wu rozważa kwestię podmiotu praw autorskich.
Wu zaczyna od obserwacji, że prawa autorskie nie muszą tak naprawdę być „autorskimi” – pierwszy system prawa autorskiego, w XVIII-wiecznej Anglii – zapewniał ochronę prawnoautorską jedynie wydawcom dzieł. Także dzisiaj, jak zauważa Wu, prawa na mocy najróżniejszych umów i zakupów nie należą do twórców – Wu podaje przykład firmy Bridgeport Music, która pozyskała prawa do pokaźnej ilości kompozycji muzycznych, a następnie zaczęła ścigać twórców wykorzystujących nieautoryzowane sample. Działania Bridgeport były przez wielu uznane za koronny przykład „ekscesów prawa autorskiego”.
Wu dochodzi więc do wniosku, że problemem dzisiaj w wielu wypadkach jest nie tyle nadmiar prawa autorskiego, lecz brak kontroli nad utworami, sprawowanej przez posiadających odpowiednie prawa autorów. W głównej części pracy Wu dowodzi, że posiadanie praw do utworów przez ich twórców jest niezbędne, by zagwarantować systemowi prawa autorskiego neutralność wobec zmieniających się modeli dystrybucji oraz otwartość na nowe rozwiązania. Autorzy decentralizują system prawa autorskiego, eksperymentując z różnymi modelami udostępniania treści (np. na wolnych licencjach) dużo intensywniej, niż wydawcy. Autorzy nie są też przywiązani do jednego technicznego trybu dystrybucji – autor książki dużo chętniej udzieli praw do wydania e-booka, niż wydawnictwo, które inwestuje w publikacje drukiem.
Czytając tekst Wu przypomniały mi się konsultacje w sprawie wydłużenia okresu obowiązywania praw pokrewnych w Unii Europejskiej. W poddanym do konsultacji dokumencie pojawiło się stwierdzenie, że wydłużone okresy służą twórcom. Natomiast analiza, jaką przeprowadził Krzysztof Siewicz, prawnik Creative Commons Polska, sugeruje, że istotniejsze z punktu widzenia dobrobytu twórców byłoby renegocjowanie niekorzystnych kontraktów z wydawcami, a w szczególności odzyskanie praw do utworów (w Polsce brak zresztą ciekawego przepisu obowiązującego w USA, który pozwala twórcy rozwiązać umowę licencyjną w trzydzieści pięć lat po jej podpisaniu – i na nowo swobodnie zadecydować, jak zarządzać danym utworem). Wu opisuje ten sam problem – i do tego daje silny argument na rzecz praw autorów (do ich praw autorskich).
Polecam także inne teksty Tima Wu.
*
Lessig proponuje radykalną reformę amerykańskiego regulatora mediów FCC („zresetujmy FCC” w oryginale brzmiało „wysadźmy FCC”) /
5 stycznia o godz. 21:23 40777
Warto w takim razie zacząć by od zastąpienia mylącego sformułowania „prawa autorskie” jakimś bardziej adekwatnym, np. „prawa majątkowe”. Żeby zmienić rzeczywistość należy najpierw ją odkłamać.
5 stycznia o godz. 23:18 40779
@jurgi
Wu oczywiście używa amerykańskiego terminu copyright – „prawo kopii” także po polsku jest niezłym zamiennikiem dla „prawa autorskiego” (ale oczywiście nigdy się nim nie stanie)
6 stycznia o godz. 11:22 40792
prawda.
i tylko dodam Egotycznie, ze sformuowalem podobne (?) poglady juz ponad rok temu, w rozmowie z Olgierdem ;-))
ale kto mnie slucha ;-)))
olgierd.bblog.pl/wpis,ekskluzywny;wywiad;z;panem;makowskim,5376.html
ps.
pozdr. w NYearku!
6 stycznia o godz. 11:25 40793
ps.
>> Jurgi
ależ są i „autorskie prawa majatkowe” ORAZ „autorskie prawa osobiste„.
ludzie je często myla…
8 stycznia o godz. 23:36 40874
@Makowski: A taką regulacją nie jest art. 68. Prawa autorskiego?