„NY Times” niedawno odgrzał temat książkowego piractwa w sieci.
Jak twierdzi Motoko Rich, autorka tekstu „Print Books Are Target of Pirates on the Web”, temat pirackich e-booków wraca ze zdwojoną siłą, bo coraz większą popularność zyskują czytniki wykorzystujące e-papier. Ma to częściowo unieważniać używany często w tej dyskusji argument, że mało komu chce się czytać całą książkę z ekranu. Zwłaszcza, że sieć jest podobno zalewana falą nowych e-książkowych „piratów”, bo punktem wyjścia coraz częściej są dla nich legalne wersje cyfrowe, a nie uciążliwe w skanowaniu publikacje papierowe.
Z kolei przywoływany w tekście w „NYT” Cory Doctorow, najbardziej chyba znany spośród autorów umieszczających całą swoją twórczość za darmo w sieci, umieścił na BoingBoing wpis na temat analizy przeprowadzonej niedawno przez Johna Hiltona. Hilton zbadał, na ile udostępnianie książek na licencji Creative Commons wpływa na sprzedaż przyglądając się tytułom udostępnionym w sieci przez wydawnictwo Random House. Efekt: wzrost sprzedaży o 11%. Czyli jednak nie strata wpływów, a marketing?
Ciekawe, kiedy polscy wydawcy na szerszą skalę postanowią wypróbować tę metodę promocji. Przecież przykład „Wolnej kultury” Lessiga, której cały papierowy nakład wyprzedano, powinien zachęcać do eksperymentów. A czytniki e-booków są w Polsce ciągle głównie ciekawostką.
17 maja o godz. 8:03 41758
Jak ceny czytników spadną do rozsądnego poziomu (w tej chwili około 700 zł w markecie, ja czekam aż zejdą do przystępności odtwarzaczy MP4), to zacznie się mała rewolucja. Kto nie będzie sprzedawał książek w formacie elektronicznym – nie zarobi na tym rynku nic, bo do wyboru będą tylko piraty.
Ja chętnie zaś kupię wiele książek w formie e-booka, jeśli oczywiście ich cena będzie sensowna. Na papier niestety nie mam tyle pieniędzy, ile bym chciał, więc w tej chwili po prostu nie kupuję i nie daję zarobić.
17 maja o godz. 13:56 41762
Piracenie e-booków będzie jeszcze prostsze, niż dotychczas – lekkie pliki z powodzeniem mieszczące się choćby w załączniku maila… Ja widzę w tym zagrożenie dla literatury.
17 maja o godz. 15:48 41765
Ja w tym nie widzę żadnego zagrożenia – ktoś kto docenia zwykłą papierową książkę kupi i tak za nią zapłaci. E-booki promują książki i czytanie więc myślę, że wydawcy na tym nie stracą. Papierowe książki nie wielu z nas porzuci na rzecz czytników. Generalnie nie ma co dramatyzować, szkoda tylko, że jak pisał Jurgi ceny czytników są zaporowe. Osobiście sprawiłbym sobie chętnie taki sprzęt, ale byłbym gotów za niego zapłacić góra 200-250 złotych.
17 maja o godz. 15:59 41766
Na przystępne ceny przyjdzie jeszcze ze dwa lata poczekać?
23 maja o godz. 15:49 41807
To wszystko przypomina jako żywo batalię parę dekad stoczoną z producentami magnetowidów, a jeszcze wcześniej kin z telewizją.
Technologia wymusza zmianę i jakby się obrońcy monopoli nie bronili,
nie da się zawrócić rzeki kijem
30 maja o godz. 10:45 41871
Niestety, nie do końca się zgodzę z tym, co pisze „chwed”. Piractwo książek jest tylko trochę mniejsze, niż piractwo filmów i gier komputerowych. Zjawisko to jest szczególnie widoczne przy książkach specjalistycznych. Zajmuję się działką IT oraz historyczno-militarną i tam skany książek to rzecz powszechna. Z częścią wydawców współpracuję informując ich o pojawieniu się zeskanowanych tytułów, ale to najczęściej walka z wiatrakami.
Teoretycznie można mówić o popularyzacji, ale tylko teoretycznie. Nakłady książek spadają do poziomu kilkuset lub paru tysięcy egzemplarzy i mówię tu o książkach w języku angielskim. Książki w języku polskim o nakładzie tysiąca egzemplarzy to bestsellery. Czasami działalność wydawnicza jest na pograniczu hobby, a nie zajęcia pozwalającego na utrzymanie siebie i rodziny.
Widuję w Sieci serwisy, które udostępniają linki do 70-90% tytułów wydanych kiedykolwiek przez niektóre z wydawnictw. Są serwisy, z których nową książkę informatyczną można ściągnąć w ciągu kilku dni od jej premiery. Codziennie pojawia się przynajmniej kilkadziesiąt nowych tytułów. Część to kiepskie skany lub zdjęcia cyfrówkami, ale część jest profesjonalnie opracowana, łącznie z OCR tekstu.
Dla wielu osób zainteresowanych publikacjami o historii lotnictwa czy wojskowości wydanie 100-200 złotych za książkę to zbyt wiele. Mamy zatem niewielki popyt, co skutkuje niskim nakładem. Ponieważ koszty produkcji tytułu są względnie stałe (honoraria autorskie + grafika + licencje na wykorzystanie zdjęć), niski nakład winduje cenę. Wyższa cena ogranicza popyt i mamy kwadraturę koła. Prawdę mówiąc nie widzę jakiegoś sensownego wyjścia z sytuacji.
20 kwietnia o godz. 14:38 43634
jea , jea , jea , jea . ;D ;/