Dziennik zasypuje nas bon motami:
„Internet to miejsce wyjątkowo toksyczne” (Piotr Zaremba)
„Internetem rządzą anonimowi donosiciele” (Cezary Michalski)
Czytam kolejne teksty (z niezdrową ekscytacją) coraz bardziej przekonany, że publicyści „Dziennika” korzystają z innego internetu niż ja. I tak chyba rzeczywiście jest – i powinno być. Najwyższa pora wypromować internet w liczbie mnogiej.
Słuszną intuicją wykazał się kiedyś George W. Bush, mówiąc:
„Słyszałem, że pojawiają się plotki w internetach” (wideo)
Piszę to bez przekory – przesadne uogólnianie zazwyczaj jest złym pomysłem, ale w przypadku internetu, który zmaterializował i unaocznił wielką różnorodność wszystkiego na świecie, trzeba wyjątkowo uważać.
Sedno sprawy uchwycił Vagla, pisząc:
Z dziennikarskich komentarzy wyjawia się obraz świata, w którym są tylko oni i banda anonimów, którzy posługują się jedynie wulgaryzmami. Gdyby dziennikarze zaczęli czytać nie tylko swoje własne teksty, ale rozejrzeli się dookoła – znaleźliby sporo materiałów i komentarzy, które odbiegają od wizji szaletu. Ale musieliby zmienić paradygmat. Musieliby uznać, że nie tylko dziennikarz ma coś do powiedzenia i wypowiada to. Instytucjonalna prasa nie ma już monopolu na nazywanie się „mediami”. Tytuły prasowe nie są już organizatorami publicznej debaty (chociaż wciąż chcą, by było inaczej).
Dodałbym jeszcze, że w polskim świecie blogów jakoś nie przyjął się model rozproszony, w którym „blogosfera” to sieć pojedynczych blogów. W zamian mamy sytuację, w której żeby istnieć trzeba być częścią jakiegoś „blogowiska”.
Tu uczciwie przyznam, że poniekąd k20 jest częścią tego trendu – w końcu nasz blog istnieje w ramach portalu „Polityki” (inaczej rzecz się ma z Vaglą, który od dawna, konsekwentnie, jest wolnym strzelcem blogowym. Na szczęście blogi „Polityki” nie są tradycyjnym blogowiskiem – które charakteryzuje się wyraźną barierą pomiędzy „wnętrzem” i „na zewnątrz”. Większość dyskusji, „aktywności blogowej” toczy się więc wewnątrz danej grupy (oraz w odniesieniu, oczywiście, do przekazów „profesjonalnych mediów”.
To oczywiście powoduje homogenizację dyskusji, oraz traktowanie głosów odmiennych od głównego dyskursu danego środowiska za wrogie. Zaremba, symptomatycznie, pisze o „wygnaniu” z Salonu24 osób o nieodpowiednich poglądach. W teorii nie powinno to stanowić żadnego problemu – a jednak praktyka dowodzi, że Polscy blogerzy samodzielnie czują się nieswojo, a ich szanse na bycie zauważonym maleją.
Tu oczywiście nie pomaga praktyka polskich komercyjnych portali, by promować wyłącznie blogi z własnej stajni (chlubnym wyjątkiem są próby takie jak onetowski Blog Roku, który pozostaje „neutralny co do platformy blogowej”).
W wersji radykalnej praktyka ta sprowadza się do niewychylania nosa poza komentarze pod własnymi tekstami. Co ciekawsze, normą jest nieodnoszenie się do komentarzy przez autora tekstu.
*
Zastanawiam się, czemu z uporem maniaka się tym tematem zajmuję. Chyba dlatego, żeby nie oddać pola opiniom, że internet to miejsce toksyczne i idiotyczne. Najwyższa pora na kampanię pozytywną – ta niestety nie będzie równie atrakcyjna medialnie, co „wojna”, którą wieszczy Zaremba.
Odsłonięcie nazwiska Kataryny stało się próbą generalną czy wstępnym bojem przed wielką wojną między zawodowymi dziennikarzami a blogerami.
[Powiało grozą]
*
Osobom zainteresowanym internetami polecam koszulki „I work for the internets”.
28 maja o godz. 13:31 41855
A mnie ciekawi, skoro wg Dz Kataryna postępowała tak bardzo nieetycznie, kryjąc się za pseudonimem, tudzież postępując inaczej w sieci a inaczej w realu, skoro taka z niej „paskuda”, to po co Dz chciał ją zwerbować na publicystkę? Ach, chyba sami niechcąco obnażyli swoje lekceważenie etyki.
28 maja o godz. 13:32 41856
Dla niektórych powieje grozą jak już nikt tej obwieszczanej wojny nie zauważy.
28 maja o godz. 14:40 41857
Dziennikarze mogą machać rękami, tupać w podłogę i wogóle się oburzać na wszystko, ale nie zmienia to faktu, że któregoś dnia obudzą się w świecie, gdzie już nie bedą mieli monopolu na informację. I tylko ich ograniczony światopogląd może im sugerować, że tą ‚niby wojnę’ są w stanie wygrać krzykami i tekstami. A tak naprawdę już dawno ją przegrali, gdy staneli okoniem do nowych technologii. Bo postępu nie są w stanie zatrzymać. I albo się przystosują, albo odejdą.
PS. internauci do tego postępu też muszą się przyzwyczaić – ale oni przynajmniej tak panicznie się tego nie boją…
PS2. Polska (i nie tylko, większość krajów na świecie) jest zacofanych w stosunku do pionierów, czyli głównie USA i UK, ale fala tego co się tam dzieje i jak się zmienia dopłynie do wszystkich, nie ma sposobu się przed tym bronić – więc cała ta afera z mojego punktu widzenia jest śmieszna, żałosna i tak naprawdę sztuczna. Bardzo dobra z marketingowego punktu widzenia (o dziwo, dla obu stron), ale jeśli ktoś ją bierze na serio, to radzę usiąść spokojnie i zastanowić się jeszcze raz.. 🙂
28 maja o godz. 18:29 41858
Fachowość z jaką Dziennik (zresztą – nie tylko Dziennik) pisze o blogach jest po prostu ilustracją ogólnej fachowości z jaką są pisane artykuły – na dowolny temat – w codziennej prasie. Taki auto-komentarz do sprawy powstaje…
A smutniejszy komentarz: ale to nie ma znaczenia. Jakość, fachowość, informacyjność tekstów od dobrych paru lat się w ogóle nie liczy. Tak na papierze, jak w sieci.
PS Ale wielka wojna itd? Wolne żarty…
28 maja o godz. 20:08 41859
Mekk:
lekka przesada. teraz jedziesz na papier jak Król na blogi:/
28 maja o godz. 20:23 41860
Dziennik wpisuje się w pewną smutną tradycję – przecież ich Guru już jakiś czas temu stwierdził, że internet to tylko porno i piwo.
(swoją drogą – ciekawe, czy po aferze z Kataryną „dziennikowi” spadła ‚czytalność’ wśród ludzi przed 30-tką)
28 maja o godz. 21:01 41861
ręce opadają. polskie bagno i zacietrzewienie. proponuję zbyć pismaków milczeniem, bo próby podejmowania dyskusji tylko ich podjudzają do kolejnych absurdalnych ataków. wracam do czytania blogów muzycznych i boraksa. i wam też radzę to samo:)
28 maja o godz. 22:07 41862
Ja się tam nie przejmuję.
Kiedyś Internet był ziemią obiecaną dla nielicznych; potem był miejscem, gdzie można znaleźć instrukcje jak zbudować bombę; potem TPSA wprowadziła słynny numer 0-20-21-22 i pięknie się rozwijała radość z dostępu do mnóstwa fajnych rzeczy aż do Neostrady włącznie; teraz jest znów siedliskiem zła…
Ot, sezonowe wahania nastrojów – raz euforia, raz paranoja. A dla mnie to normalne, chociaż nowe i nadal rozwijające się, środowisko życia.
30 maja o godz. 10:11 41870
Wpisy w serwisie internetowym „Dziennika” to małe piwo. Jeśli nie widziałeś, polecam obejrzenie piątkowej porannej rozmowy w TVP1 prowadzonej między Igorem Janke (Rzeczpospolita / Salon24), Robertem Zielińskim (Dziennik) i Tomaszem Szymborskim (SDP).
Trochę dłuższą i chyba nawet bardziej interesującą jest dyskusja w Onecie między Cezarym Michalskim (Dziennik) i Łukaszem „Galopującym Majorem” (blogger z Salon24). Choć w przypadku tej być może bardziej sensowne jest określenie „przerażająca”.
W obu przypadkach mam nieodparte wrażenie, że albo jest to część jakiejś miernej medialno-marketingowej gry „Dziennika”, albo to dowód na kompromitujące wręcz niezrozumienie współczesnego Internetu. Nie wiem, co gorsze…
11 czerwca o godz. 0:55 41909
Haha, parafrazując: zapewne niektórzy powiedzieliby, że wstydziliby się pracować w Internecie. 😛
15 czerwca o godz. 17:36 41913
Sam Vagla chyba nie za bardzo uznaje się za blogera? Źródło: http://prawo.vagla.pl/node/8409
18 czerwca o godz. 10:21 41914
faktycznie, co nie przeszkadza, ze wedlug wielu definicji zdecydowanie nim jest
25 listopada o godz. 18:13 43082
Niki, jakiego boraksa? Davida ze Stanów? Nie znalazłem tam nic ciekawego…