Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości

20.10.2009
wtorek

Krzysztof Siewicz: walczmy z szarą strefą kultury przez wspieranie domeny publicznej

20 października 2009, wtorek,

Krzysztof Siewicz (prawnik, który współprowadzi ze mną Creative Commons Polska jako koordynator prawny projektu) opublikował w Rzeczpospolitej świetny tekst pt. „Co łączy ?Dzienniczek św. Faustyny? z szarą strefą kultury”. Tekst nawiązuje do dwóch poprzednich artykułów – Michała Kosiarskiego i mec. Jana Błeszyńskiego.

Teza mec. Błeszyńskiego jest prosta – prawo autorskie działa w sposób bezwzględny, ustalanie statusu prawnego utworów potencjalnie znajdujących się w domenie publicznej jest praco- i czasochłonne (przy tym pewności nigdy nie ma) – należy więc przestać korzystać z tych utworów, bo groźba naruszenia praw autorskich jest duża.

Tekst Krzysztofa jest polemiką z artykułem mec. Błeszyńskiego. Takie podejście tworzy to, co Krzysztof nazywa „szarą strefą kultury”:

Prowadzenie sporów lub negocjacji w odniesieniu do utworów o niepewnym statusie prawnym wymaga kosztownych nakładów. Przepisy prawa autorskiego przerzucają ten koszt na osoby chcące skorzystać z domeny publicznej, tworząc tym samym rozległą szarą strefę na jej pograniczu.

Nie chcąc ryzykować, podmioty działające legalnie – na przykład biblioteki cyfrowe – nie digitalizują więc utworów z „szarej strefy kultury”. Te lądują powoli w Sieci, ale w sposób nieautoryzowany, chaotyczny i niezestandaryzowany.

Krzysztof proponuje następujące rozwiązanie:

Ustalenie, czy konkretne utwory są jeszcze chronione, powinno być łatwe i tanie. Można to osiągnąć przez umożliwienie każdemu zgłaszania wybranych utworów do ?rejestru domeny publicznej?. Jeżeli po upływie odpowiedniego terminu nikt nie zaprotestuje, takie utwory byłyby obejmowane rozszerzonym dozwolonym użytkiem lub domniemaniem wygaśnięcia ochrony. Protesty rozstrzygałby sąd, np. postulowany od dawna tzw. sąd własności intelektualnej. Na prawach stron występowałyby przed nim także organizacje twórców i użytkowników gromadzące środki na prowadzenie spraw oraz pilnujące terminów. Z kolei wpis rozstrzygnięcia sądu do rejestru (z obligatoryjnym wskazaniem daty wygaśnięcia praw) byłby powszechnie wiążący, podobnie jak wpis do księgi wieczystej.

Sedno problemu tkwi chyba w zaakceptowaniu przez szerokie środowisko osób i instytucji związanych z prawem autorskim, że celem tego mechanizmu może być „łatwy i tani” dostęp – a nie tylko bezwględna ochrona prawnoautorska, o której wspomina mec. Błeszyński. Ta nowa logika, mająca sens dzięki istnieniu internetu, jest sprzeczna w gruncie rzeczy z całą tradycją zarządzania prawami autorskimi w XX wieku – i dlatego pewne jest tak trudna do zaakceptowania przez wielu.

Trzymam w każdym razie kciuki za proponowany przez Krzysztofa „rejestr domeny publicznej”.

*

A teraz niespodzianka: w powyższym tekście zostało popełnione przestępstwo. Przynajmniej według firmy Presspublica, wydającej „Rzeczpospolitą”. Twierdzi ona bowiem pod każdym artykułem, że:

Będę się upierał, że cytowanie jest jednak formą dozwolonego użytku zagwarantowaną ustawowo. Powyższy zapis jest zresztą dziwny, bo drugi jego paragraf mnie nie dotyczy (gdyż nie naruszyłem prawa). Wygląda więc na to, że Presspublica zabrania mi cytować, ale zgadza się, że nie będę za to ścigany prawnie. Na sprawę wskazywał kilka miesięcy temu Maciek Lewandowski. Warto pamiętać, że podobne zapisy stosowane przez wydawców płyt DVD zakończyły się interwencją UOKiK (pisał o tym Vagla).

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 2

Dodaj komentarz »
  1. Warto przy okazji zauważyć, że w internetowym serwisie Rzeczpospolitej regularnie umieszczane są fotografie na licencji CC-BY-SA pochodzące z Flickra, jednak pod zdjęciami umieszczane jest jedynie nazwisko/nick autora, a nie ma informacji o licencji. Przykład sprzed chwili: http://www.rp.pl/artykul/41,381043.html i http://www.flickr.com/photos/merula/190856180/

  2. Nieźle. Przynajmniej „źródło: Flickr”, a nie „źródło: internet”.