Brałem dziś udział w dość egzotycznym spotkaniu – debacie „Artyści vs Ściągacze”, którą zorganizował na Chłodnej 25 dziennik Metro.
Lista gości była imponująca (choć ta ilość uczestników była też przekleństwem dyskusji) – zjawili się m.in. Kazik, Jurek Owsiak, Sidney Polak, LUC i Hirek Wrona. Był też menadżer Kayah, prawnik Bussines Software Alliance oraz Sławek Pietrzak (SP Records) i Muniek Staszczyk (ale wyszedł, zanim zdążył się odezwać). Po drugiej stronie (choć pewnie nie do końca identyfikującej się z nazwą „Ściągacze”) zasiedliśmy Jarek Lipszyc i ja. Całość moderował Artur Kurasiński.
Zakładam, że nagrania ze spotkania pojawią się w sieci – spotkanie rejestrowało zarówno „Metro”, jak i Jarek Lipszyc. Relację zapowiada też na swoim blogu Artur. Mam też świadomość, że czytelnicy tego bloga nie dowiedzą się z tych relacji wiele nowego – bo rewolucyjnych ustaleń nie było, wszyscy dość dobrze grali swoje rozdzielone już przed spotkaniem role. Dlatego tylko kilka punktów mojego komentarza:
1. Na początek – pomimo ewidentnych uproszczeń i tęsknoty za jednozdaniowymi hasłami (rozumiem, taka estetyka) – podoba mi się inicjatywa „Metra”. Dziennik – co trzeba podkreślić – dopuszcza w dyskusji różne głosy (na ich stronie możecie znaleźć dzisiejszy numer, w którym znajduje się m.in. rozmowa z Alkiem), nie tylko tradycyjnie rozumianych środowisk twórczych. Cieszy mnie też, że całą akcją zainteresowało się Ministerstwo Kultury (i DN) – czas pokaże, na ile to zainteresowanie realne, ale miło, że na Chłodnej pojawili się pracownicy ministerstwa, a minister Zdrojewski mówi „Metru” o konieczności zmiany prawa autorskiego, podkreślając równocześnie, że zmiany nie powinny polegać na zaostrzaniu prawa karnego.
2. Podobało mi się również, że uczestnicy spotkania w trakcie jego trwania zaczęli się przychylać do tezy, że nie chodzi o wsadzanie internautów do więzienia, a także wątek, do którego bardzo fajnie zapalił się Jurek Owsiak – że w szkołach i mediach powinno się więcej rozmawiać o prawie autorskim.
Teraz to, co podobało mi się mniej – choć na swój sposób było ciekawe:
3. Nie podobała mi się wiara w magiczną moc prawa – Kazik opowiadał anegdotę o tym, że jako nastolatek próbował zwinąć winyl w londyńskim sklepie. Został złapany, przestraszył się i nigdy więcej niczego nie ukradł. Wniosek: straszmy młodych ludzi surowymi karami, to przestaną. Nie wierzę w to, nie ma też możliwości, by przy skali zjawiska straszyć sankcjami karnymi kogoś więcej, niż grupkę pechowców. Bliższa jest mi perspektywa Lawrence’a Lessiga, prezentowana choćby w jego najnowszej książce. Skoro nie da się egzekwować prawnych zakazów piractwa (10 lat batalii z piratami w USA pokazuje to aż zbyt dobrze), a efekt jest odwrotny od zamierzeń, bo kolejne pokolenie wzrasta w poczuciu, że łamanie prawa jest ok, to zdepenalizujmy ściąganie i pomyślmy nad rekompensatami dla twórców. Dodatkowy podatek, stała opłata – cokolwiek, co ma szansę działać, a nie po raz kolejny ośmieszy ustawodawców. Takie pomysły to jednak dla polskich gwiazd science-fiction.
4. Często podnoszonym argumentem było mówienie o Polakach jako „złodziejskim narodzie”, zdemoralizowanym przez komunę itp. Popatrzmy jednak na to, co dzieje się w Skandynawii, która ma piękną tradycję poszanowania prawa i dobra wspólnego. Kod wygrywa z prawem, czasy się zmieniły, płacenie za muzykę staje się wyjątkiem, nie regułą. Ja wiem, że mnie łatwo tak mówić, bo to nie moje potencjalne zyski topnieją przez p2p. Jednak obrażanie się na rzeczywistość chyba nie jest rozwiązaniem.
5. Po raz kolejny zmalała moja wiara w to, że doczekamy się w Polsce jakichś poważniejszych eksperymentów z nowymi modelami biznesowymi. Kto ma być polskim NIN czy Radiohead, jeśli nie największe gwiazdy polskiej sceny? Wrzucając ten wątek w rozmowie usłyszałem, że zachodni artyści zarobili już tyle, że teraz mogą rozdawać. Obecne na dyskusji gwiazdy pokazały, jak bardzo przywiązane są do tradycyjnego modelu handlu fizycznymi nośnikami i jak bardzo nie rozumieją, że na nowych też można próbować zarabiać.
To chyba tyle na gorąco, jeśli byliście dziś na spotkaniu napiszcie, jakie są Wasze wrażenia. A jeśli nie byliście, to śledźcie dyskusję w sieci i sami zabierzcie w niej głos. Bo dzisiejsze spotkanie pokazało też, że w debacie o prawie autorskim najsilniej brzmi głos twórców i prawników reprezentujących organizacje zbiorowego zarządu. A przecież ich perspektywa – choć ważna – nie jest jedyną możliwą.
22 października o godz. 21:22 42685
A ja myślę, że jednak zaostrzenie kar i ostrzejszy monitoring podziałają – wystarczy popatrzeć, z jaką paniką środowisko Ściągaczy zareagowało na propozycję odłączania od sieci 🙂 W końcu ktoś ukręcił dobry bicz na amatorów „darmochy” 😉 Prawda jest taka, że dobra niematerialne i prawne powoli stają się głównym sektorem gospodarek najbardziej rozwiniętych państw świata, i wątpię, aby pomysły w rodzaju podatkowej „jałmużny” dla twórców się sprawdziły. To byłby eksperyment zakończony katastrofą na miarę ZSRR. Osobiście wolę sam nagradzać ludzi których twórczość sobie cenię, niż oddawać tą decyzję w ręce jakiegoś urzędniczyny. I nie mam nic przeciwko tępieniu gapowiczów, którzy swoim postępowaniem zwiększają mój koszt dostępu do dóbr które sobie cenie. Uważam za absurdalną sytuację, w której nastolatki (i nie tylko) mają kasę na modne ciuchy, drogie buty, wyprawy do knajp i komputery/komórki z najwyższej półki, ale jak przyjdzie do wydania 30 zł na płytę ulubionego artysty, czy fajną grę, to nagle są „BIEDNI i ich nie stać…”
22 października o godz. 21:29 42686
Kilka uwag do przemyśleń.
– Nośniki fizyczne to przeżytek. Z całej szafy płyt CD zachowałbym chętnie ze trzy, które mają dla mnie wartość sentymentalną, a reszty pozbył. Ale nikt nawet nie chce ich wziąć.
– Wysoka cena płyt CD (wyższa od kaset) była zawsze uzasadniana kosztami produkcji. Obecnie te koszty są przyzerowe (i wielokrotnie niższe niż produkcji kaset), a ceny nie zmalały. Oklepany argument, ale ludzie to widzą.
– Sens i przyszłość ma sprzedawanie muzyki, a nie nośnika. Ale klient chce kupiony towar móc odtwarzać bez przeszkód i kombinacji na wszystkim, co ma (komputer, wieża z wejściem USB, player MP3, komórka, przenośna konsola). Przy próbie wciskania mu DRM po prostu się wypnie.
– Towar jest wart tyle, ile ludzie chcą za niego płacić. Za muzykę już nie są gotowi płacić tyle, co dawniej, sorry, life is brutal.
– Kiedyś dla słuchacza źródłem muzyki był sklep i radio z kilkoma programami. Dziś ma dostęp to setek tysięcy programów radiowych, w tym tematycznych, niewyczerpaną ilość muzyki darmowej (udostępnianej za darmo lub na wolnych licencjach). O ile wzrosła podaż, o tyle spadła siła oferty pojedynczego wykonawcy.
– Tempora mutantur. Jako nastolatek nie mogłem żyć bez muzyki i ulubionych zespołów. Dziś muzyka może dla mnie nie istnieć, najbardziej lubię ciszę. Jak mam smaka na starą muzykę, to włączam tematyczne radio internetowe.
– I przepraszam, ale co wy z tym ściąganiem? Po co mam ściągać, jak chcę dwa razy posłuchać starego kawałka? Szkoda roboty ze ściąganiem. Ja, konsument, chcę łatwo i szybko wyszukać pożądany kawałek, odsłuchać go sobie i bywaj. Ściąganie odchodzi do lamusa, trzyma się tylko siłą rozpędu (ci, co najwięcej ściągają, w ogóle nie słuchają, więc guzik tam na nich tracicie). Jesteście podwójnie w tyle, panowie, o dwie epoki, a nie o jedną.
22 października o godz. 21:34 42687
@INTJ – panikę? Ja tam nie widzę szczególnej paniki po zaostrzaniu kar (poza próbami siania paniki, haha). Ja widzę silny impuls do nowych technologii dzielenia plików oraz impuls do robienia z „piractwa” ideologii antysystemowej. Tak, przekonanie młodych ludzi, że wymiana plików to nie dla wygody, tylko to walka z wrogim i opresyjnym systemem jest bez wątpienia genialnym posunięciem.
Powodzenia na tej drodze, panowie.
22 października o godz. 21:47 42688
Byłem, słuchałem i właściwie w całości mogę się podpisać pod tym co Pan panie Mirku napisał i na spotkaniu powiedział. Zszokowała mnie betonowość Pietrzaka, Kazika i Wrony, miło zaskoczył Owsiak i Polak. Trochę szkoda, że rozmowa o tym czy piractwo to kradzież czy kopiowanie wywiązała się pod koniec, gdy już wszyscy byli zmęczeni.
Wydaje mi się, że zbyt wiele osób brało w tym udział, myślę, że 6 osób by wystarczył, dwie „za”, dwie „przeciw” i do tego dwóch prawników z rożnymi interpretacjami. A tak Wrona z Pietrzakiem tylko się napędzali w swoich argumentach i anegdotach.
22 października o godz. 21:58 42689
Ten wątek z komuną jest niezły – trzeba tylko tę analogię poprowadzić dalej, okazałoby się, że artyści są tutaj jak ‚ideowi komuniści’ którzy wyobrażają sobie że za pomocą prawa można ludziom zabronić tego na co jest społeczne przyzwolenie. Dlaczego komuna ludzi zdemoralizowała a nie nauczyła ich poszanowania wspólnej własności? Paragrafy przecież na kradzież mienia publicznego były.
22 października o godz. 22:37 42690
@Jurgi – i jakie to „mityczne” technologie dzielenia się ochronią użytkowników przed „karą boską”, skoro system p2p z definicji musi oferować pewien poziom zaufania do swoich użytkowników, a to w zupełności wystarczy korporacyjnym programistom do rozwalenia całej sieci? Już w tej chwili duże korporacje mogłyby, bez pomocy państwa, bardzo szybko „posprzątać” w kwestii piractwa, ale są ograniczane przez stworzony dwa stulecia temu system prawny, który zupełnie nie przystaje do wymagań współczesności. W tym przypadku miłośnicy darmochy mogą się cieszyć z nieudolności/opieszałości polityków i biurokracji, bo ewidentnie działa na ich korzyść.
23 października o godz. 0:22 42692
A ja żałuję, że jednak nie pojechałem bardziej emocjonalnie i nie powiedziałem panom, żeby na siebie spojrzeli, jak tak siedzą i domagają się wsadzania do więzienia dzieciaków, i zastanowili się nad sobą…
23 października o godz. 10:07 42696
Jeśli nasza muzyka i słowa nie jest dla Was nic warta… to słuchajcie sobie właśnej-UGC. Możecie ją sobie hobbystycznie na ukradzionych programikach nagrywać i np. udostępniać na licencjach CC. My inwestujemy czas i pieniądze w edukację i sprzęt i dopóki chcemy produkty własnej pracy sprzedawać w takiej czy innej (niech będzie- archaicznej) formie, to ci którzy je sobie wezmą za darmo są złodziejami. A to, że samochód łatwo ukraść i wielu sie ta koncepcja pewnie spodoba nie jest powodem do legalizacji zaboru mienia. Wiadomo- przemysł fonograficzny jest w defensywie (przede wszystkim intelektualnej- majorsi zajmują się głównie odmawianiem godzinek w intencji pozostania jeszcze trochę na swoich stanowiskach) i nie wypracowuje żadnych mechanizmów sprzedaży w sieci, to inna sprawa. Natomiast kradzież jest kradzieżą i naprawdę relatywizowanie tego przestępstwa jest nieodpowiedzialne. Jak ci miły dzieciak, nastolatek ukradnie książkę, albo nie daj Boże ukochanego Maca (może w ten sposób też będzie chciał uzyskać dostęp do wolnej kultury), to podejrzewam, że podobnie jak artyści, których słuchacie, ale jednocześnie okradacie- bedziecie za sankcjami.
23 października o godz. 10:38 42697
Mirku, zgadzając się z Twoim wpisem i komentarzami Jurgiego napiszę, że relacjonowanie debaty na Blipie to porażka. Mimo licznych sugestii, aby debatę odpowiednio otagować (co daje możliwość wygodnego jej śledzenia również po jakimś czasie), jest ona dostępna właściwie tylko na kokpicie użytkownika „Metro”. Do chrzanu, po wielokroć do chrzanu…
23 października o godz. 12:19 42698
kat, cala twoja logika nie ma sensu. Nie porownuj KOPIOWANIA z ZABOREM MIENIA, bo nikt tu nikomu nic nie zabiera. Nikt Jesli masz poglad na to jak dziala prawo autorskie, to pisz precyzyjnie: o prawie do kopiowania, prawie do dystrybucji etc.
23 października o godz. 13:47 42699
@Lipszyc – jak ściągasz od kogoś na egzaminie, to tej osobie też nic złego się nie dzieje, ale to wcale nie zmienia faktu że jesteś zwykłym oszustem. To jest kwestia wychowania i mentalności, a nie semantyki. W przeszłości również nie było pojęcia własności prywatnej i kradzieży – we wspólnocie po prostu brało się jakiś przedmiot, korzystało z niego, i odkładało na miejsce. Przejście do systemu własności prywatnej również musiało być ogromnym szokiem dla większości ludzi, ale okazało się niezbędne dla dalszego rozwoju cywilizacyjnego (plemiona które nie chroniły własności prywatnej, zatrzymały się na poziomie „dzikusów” i stały się łatwym celem dla bardziej zorganizowanych społeczności). Fakt, własność intelektualna jest pojęciem abstrakcyjnym, ale nie jest bardziej abstrakcyjna, niż własność prywatna była dla naszych przodków. W tej chwili nie widzę żadnej alternatywy dla jej ochrony, bo każde inne podejście po prostu prowadzi do gwałtownego spadku jakości i ilości dostępnych „dóbr”, oraz znaczącego wzrostu kosztu ich pozyskiwania przez osoby, które faktycznie chcą wspierać twórców swoimi legalnymi zakupami.
23 października o godz. 14:21 42700
Łamiesz prawo i zabierasz rekompensatę za moją pracę.To się nazywa kradzież. Jeśli uważasz, że muzyka jest za droga, bądź forma w jakiej się ją dystrybuuję jest nieodpowiednia- słuchaj artystów wydających swoją twórczość na licencjach CC. Absolutnie nikt Cię nie zmusza do słuchania Kazika.
23 października o godz. 17:55 42701
kat, INTJ – ja tylko proszę by być precyzyjnym w dyskusji. Prawo mówi jasno co jest kradzieżą, a co jest naruszeniem prawa autorskiego, jedno nie ma nic wspólnego z drugim. Kradzież oznacza zabór mienia, naruszenie praw wyłącznych zaborem mienia nie jest. Możecie uprawiać semantyczne sztuczki, i na różowe mówić pomarańczowe, ale na koniec mamy literę prawa i definicje. I po prostu nie macie racji. Kradzież to kradzież, naruszenie to naruszenie.
kat, nie wiem skąd masz informację że łamię prawo i coś komuś zabieram. Znam się na prawie autorskim całkiem nieźle i bardzo pilnuję jego przestrzegania. Kazika słucham najzupełniej legalnie na wiele różnych sposobów – mam jego płyty i kasety, parę piosenek ściągnąłem ze strony kazik.art.pl, sporo piosenek mam z Youtube.com, puszczają go często w radio, kilka rzeczy przegrałem sobie od kolegów itd. Wszystkie te metody słuchania są 100% legalne, choć tylko część z nich wiązała się dla mnie z finansowym kosztem. Tak już jest ten system skonstruowany, i ma to głęboki sens – inaczej kultura przestałaby działać. Dlatego będę walczył z każdą próbą ograniczenia dozwolonego użytku własnego.
23 października o godz. 19:32 42702
@Lipszyc – Dozwolony użytek… dobre 😀 Jak tu prowadzić z tobą dyskusję, skoro nie chcesz dostrzec tego wielgachnego słonia w salonie? Doskonale sobie zdajesz sprawę, że to pojęcie zupełnie nie przystaje do czasów, w których „pożyczenie” czy wykonanie kopi nie kosztuje nic, zero, nil… Do czasów, w których kopiowanie cudzej twórczości przybrało szokujące rozmiary i faktycznie zaczęło zniekształcać, i korodować, cały system tworzenia dóbr intelektualnych. Do czasów w których wielu cwaniaków czerpie korzyści z użytkowania, kopiowania i przesyłu cudzej twórczości, nie płacąc autorom złamanego centa. Konstrukcja systemu jest błędna, nieprzystająca do współczesności, i nie ma żadnego sensu – jeżeli politycy nie ruszą w końcu swoich tyłków, to czeka nas powolne (choć obstawiam raczej szybkie) zaduszenie branż „produkujących” dobra intelektualne – po prostu będzie coraz mniej frajerów skłonnych pracować jedynie za oklaski. Z tego załamania będziemy się podnosić przez wiele lat, bo wraz z ludźmi, odejdzie z branży masa wiedzy, umiejętności i doświadczenia.
Owszem, w trakcie tej kreatywnej destrukcji wyłonią się nowe modele biznesu, ale (patrząc na aktualne doświadczenia) odbędzie się to kosztem ucieczki na bezpieczne platformy, których nie da się łatwo skopiować, i za korzystanie z których trzeba będzie słono zapłacić. Zamiast biletu do zwykłego kina za 18 zł, czeka Cię kupowanie biletu do kina 3D za 30-40 zł. Nie będziesz mógł kupić płyty DVD ze swoim ulubionym serialem, bo będzie on dostępny jedynie w płatnej telewizji cyfrowej na zasadach tv on demand (oczywiście z odpowiednimi cyfrowymi znakami wodnymi). Zamiast gry za 60zł, którą po zakupie możesz sobie zawsze odpalić na swoim komputerze, czeka Cię granie w abonamentowe sieciówki (po 30-40zł za miesiąc) bądź konieczność zakupu bezpiecznej konsoli, na której gry będą kosztować od 250zł w górę. Jak będziesz chciał kupić płytę ulubionego artysty, to będziesz zmuszony od razu do zakupu „edycji kolekcjonerskiej” za horrendalne kwoty… itd/itp. Naprawdę tego pragniesz? Systemu w którym osoby chcące wspierać swoich ulubionych twórców muszą płacić wielokrotnie więcej, tylko dlatego, że na świecie istnieje duża grupa cwaniaków, którzy wycierając sobie usta „dozwolonym użytkiem” jadą na gapę? Zastanów się kogo bronisz…
23 października o godz. 19:41 42703
@kat
no dobrze, zaakceptujmy że kopiowanie z Sieci to kradzież. robi to w Polsce kilkadziesiąt procent osób (powiedzmy 20%), wśród młodych internautów (a to oni lada moment będą dominującą grupą w społeczeństwie) procent ten pewnie jest bliższy 50%, może 70% osób korzystających ze ściągniętych treści.
czyli połowa Polaków (załóżmy) to złodzieje z pomocą sieci p2p. jak proponujesz ten problem rozwiązać? bo na razie „obrażasz się na rzeczywistość” i rozumiem to, bo masz poczucie, że w obecnej sytuacji sporo tracisz (zakładam, że jesteś artystką). ale jakie jest rozwiązanie problemu? – bo on sam nie zniknie, a raczej się nasili.
ps. CC proponuję w to nie mieszać, umówmy się, że to projekt niszowy, nie używają jego tak wielcy artyści, jak i twórcy UGC.
pps. twoja opozycja „jak nie chcesz płacić, to słuchaj sobie UGC” jest błędna. w Sieci jest pełno treści legalnych, udostępnionych przez twórców.
23 października o godz. 21:30 42704
@Alek – rozwiązanie jest bardzo proste. Nie chodzi o wsadzanie ludzi do więzienia, tylko sprawienie, że naruszanie praw autorskich będzie działalnością nieopłacalną ekonomicznie. Osoba przyłapana na takim uczynku musiałaby wypłacić twórcy kilku-krotność rynkowej ceny produktu i/lub zapłacić jakiś mandat (kara więzienia byłaby zarezerwowana jedynie dla osób, które z rozpowszechniania cudzych dzieł zrobiły sobie źródło utrzymania). Nad przestrzeganiem i egzekucją kar czuwałby wydzielony człon policji, który, dysponując systemem informatycznym zintegrowanym z operatorami internetowymi, mógłby bardzo szybko identyfikować osoby „zamieszane” w podejrzaną działalność. W przypadku stwierdzenia naruszenia prawa otrzymywałbyś z rachunkiem za internet mandat za swoje wykroczenie. Mandat mógłbyś zapłacić, lub odwołać się do sądu (ryzykując wyższą karą w przypadku przegranej). Wydzielony człon policji miałby prawo (obowiązek?) do korzystania ze szkoleń i wsparcia technicznego oferowanego przez organizacje chroniące praw twórców, aby był w stanie nadążyć w technologicznym wyścigu z piratami. Oczywiście prawo do prowadzanie szkoleń/itp miałby również organizacje chroniące praw konsumentów, które poprzez swoją działalność mogłyby wyczulać policjantów na sytuacje które są z pogranicza prawa, ale które go nie łamią. Koszt takiego systemu byłby jedynie ułamkiem kwot które wydajemy na monitoring uliczny, czy fotoradary, a bardzo szybko doprowadziłby do znaczącego spadku piractwa w sieci (po prostu stałoby się nieopłacalne, tak samo jak przekraczanie prędkości na drodze z fotoradarami).
Jakbyśmy się zastanowili, to znaleźlibyśmy sporo sposobów na sensowną walkę z piractwem, bez konieczności wsadzania ludzi do więzienia, i zamieniania kraju w państwo policyjne. Jedyną rzeczą której brakuje, jest dobra wola po obu stronach barykady, i dostrzeżenie problemu przez polityków, którzy albo go nie widzą bo ich interesy nie są z tą branżą powiązane, albo problem dostrzegają, ale jest im obojętny, bo są artystami przyczepionymi do państwowego cycka.
23 października o godz. 23:02 42706
Kradzież… Ostatnio ktoś opublikował mój tekst w książce podpisując się swoim nazwiskiem. Mam poczucie, i przypuszczam, że prawo również jest po mojej stronie, że zostałam okradziona. Ale to zupełnie inna sytuacja niż gdyby udostępnił ten tekst pod moim nazwiskiem (w książce, w sieci i gdzie mu się tylko podoba) nie dając mi żadnego wynagrodzenia, bo ta publikacja pracowałaby na moje nazwisko.
Uważam, że podobnie jest z muzyką. Złodziejem jest ktoś, kto kradnie w całości Twój utwór i przypisuje go sobie (pomijam kwestię remiksów), ale nie ktoś kto go słucha. Przecież po to został stworzony. Jeśli jest dobry, to promuje artystę zwiększając dochody z koncertów etc.
Znam ludzi którzy nigdy nie kupili żadnej płyty, ale wydają naprawdę dużą kasę na koncerty zespołów, których muzykę ściągają z sieci. Kupują bardzo drogiego, rasowego kota, ale bez worka!
24 października o godz. 9:02 42709
INTJ – no i właśnie dochodzimy do sedna sprawy – nowe spec służby do inwigilowania co obywatele robią w sieci. Nie twierdzę, że Internet powinien być zupełną wolną amerykanką – ale taka pełna kontrola co się w sieci przesyła byłaby bardzo kosztownym systemem. Tym bardziej, że najwyraźniej jest przyzwolenie społeczne na kopiowanie (skoro tylu ludzi to robi). Jednak pilnowanie rzeczy fizycznych jest dużo prostrze (a i tak wielu uważa, że policja niezbyt efektywnie znajduje te ukradzione samochody). Można się też zastanowić dlaczego jest przyzwolenie społeczne i tutaj może Alek się lepiej wypowie, ale według mnie to się bierze głównie z tego, że kopiowanie nikogo bezpośrednio niczego nie pozbawia, w przeciwieństwie do kradzieży na przykład samochodu, to że po skopiowaniu artysta nie zarobi na sprzedaży płyty jest tylko pewną hipotezą, na pewno nie będzie ona prawdziwa w 100%. Dlatego ludziom łatwo sobie taki czyn usprawiedliwić. Poza tym ludzie się dzielą dobrami kulturalnymi dlatego, że dzięki temu ich własna konsumpcja jest warta więcej. Te dwa czynniki budują silną dynamikę popierania kopiowania utworów od siebie nawzajem – szczególnie wśród ludzi młodych i również nastawia ich to na anty w stosunku do prawa w całości co uważam za bardzo niebezpieczną sprawę. Walkę za pomocą aparatu przymusu z zachowaniami na które jest społeczne przyzwolenie przerabialiśmy na przykładzie PRLu – ideowi komuniści również wyobrażali sobie, że jeszcze trochę więcej milicji i kontroli tego co robią obywatele a zmieni się mentalność ludzi i przestaną oni kraść mienie społeczne.
Dlatego właśnie może to nie dozwolony użytek jest przestarzały a właśnie zakaz kopiowania.
24 października o godz. 11:25 42710
@Z.L. – rzecz w tym, że budowa takiego systemu wcale nie byłaby kosztowna/trudna. Wiem co mówię, bo mam już ponad 10 lat doświadczenia w budowaniu dużych korporacyjnych systemów informatycznych 🙂 Nie widzę również problemu z monitoringiem Internetu – mamy specjalne służby monitorujące domy, ulice, parki, lasy, przestrzeń powietrzną, system bankowy, giełdę, telefony, pocztę, prasę, telewizję itp/itd – to dlaczego nie można dodać specjalnej służby przyglądającej się zachowaniom internautów? Internet wyrasta na główne pole działania również „twardej” przestępczości, więc pytanie nie brzmi, czy takie służb powstaną, tylko kiedy. Tu nie chodzi o totalną inwigilację, tylko przyglądanie się miejscom o których wiemy, że gromadzą się wokół nich ludzie z niezbyt czystymi intencjami (to chyba jest normalka w pracy policji?). Zresztą taki elektroniczny system ma tą zaletę, że można rejestrować dosłownie każdy krok w prowadzonym przez policję dochodzeniu, więc jeżeli służby nadużyją swojej władzy, to ślad tego postępowania pozostanie w bazach danych.
Co do kwestii przyzwolenia społecznego, to jest to bardzo słaby argument 🙂 Istnieje przyzwolenie społeczne dla wielu różnych rzeczy – kary śmierci, aborcji, ekstremalnego opodatkowania ludzi zamożniejszych, wysokich kar dla przestępców, kastracji, urawniłowki, kontroli cen w sklepach, więzienia zapobiegawczego, obozów pracy, zniesienia patentów na leki, itp/itd. Pytanie czy zawsze powinniśmy ulegać presji (często niezbyt rozgarniętej) większości? Zlikwidowanie zakazu kopiowania byłoby pod wieloma względami korzystne dla Polski, bo jesteśmy bardzo dużym konsumentem dóbr intelektualnych, a niewiele ich produkujemy. Dzięki piractwu jak społeczeństwo możemy zaoszczędzić masę pieniędzy, i uczynić swoje życie przyjemniejszym. Problem w tym, że robiąc to, przy okazji dobijamy własną kulturę/naukę/przemysł, bo tworzymy jałowe środowisko w którym nie ma żadnych zachęt finansowych ani wsparcia dla tworzenia dóbr intelektualnych. W takim środowisku utrzymają się jedynie organizmy bezpośrednio dotowane przez państwo, co dla miłośnika kultury oznacza wybór między operą/filharmonią … długo, długo, długo nic … a kiczowatą „cepelią”. Do tego dochodzi kwestia, czy nadal znajdą się frajerzy (czyt. państwa tworzące nadwyżki dóbr intelektualnych) którzy będą skłonni nas dalej subsydiować. Podejrzewam, że w pewnym momencie może skończyć się im cierpliwość, i czekają nas reakcje odwetowe (tak jak w latach 90tych, gdy Polska nie chroniła praw autorskich) – w postaci np. embarga na eksport technologii, wysokich narzutów na przelewy międzynarodowe, wysokich ceł eksportowych, itp/itd. Nastolatek ściągający sobie muzykę może mieć te kwestie w d*pie, ale każdy rozsądny polityk/obywatel który ma perspektywę myślenia/planowania dalszą niż następny miesiąc, musi brać te kwestię pod uwagę.
No i jeszcze kwestia koncertowania 🙂 Osobiście wolałbym, aby artyści jednak spędzali więcej czasu w studiu, tworząc nową muzykę, a nie byli zmuszani do zarabiania na życie graniem „do kotleta”. Wolałbym dostawać nową płytę ulubionego wykonawcy co 6 miesięcy/rok rezygnując z koncertów, niż czekać po kilka lat na nowe wydawnictwo, bo autor akurat jest zajęty „chałturzeniem” gdzieś na świecie. Moje trzy grosze 😀
24 października o godz. 13:07 42711
Jednak to postulowane monitorowanie dotyczyłoby kontaktów prywatnych, porównałbym to raczej do czytania cudzych listów niż do wysłania patrolu do parku miejskiego. Co do łatwości zbudowania takiego systemu to jednak pozostanę przy swoim zdaniu ze względu na: ogromną skalę, potrzebę zabezpieczenia tego przed osobami niepowołanymi, konieczność zabezpieczenia danych jako dowodów w ewentualnym sporze sądowym, jakąś demokratyczną kontrolę nad wykorzystaniem tego systemu, poza tym jeśli by użytkownicy zaczeli korzystać z narzędzi kryptograficznych to sprawa by wogóle przestała być wykonalna bez totalnej inwigilacji wszystkiego co robimy na komputerze. To jednak zupełnie inne wymagania i również zupełnie inna specyfika projektu niż w przypadku systemu w nawet największej korporacji (wiem, bo uczestniczyłem przy budowie chyba największego na świecie systemu korporacyjnego łączącego firmy o połączonym budżecie wielkości PKB Rumunii :).
A co do przyzwolenia społecznego to kolega nie zrozumiał argumentu – nie chodzi o przyzwolenie społeczne na to co robi państwo (vide kara śmierci, podatkowania i właściwie wszystkich przytoczonych przykładów poza aborcją) ale o to co obywatele sami robią (czyli również przykład aborcji odpada bo przecież kobieta sobie sama takiego zabiegu nie wykona). Takie rzeczy trudno kontrolować.
Jeśli chodzi o spekulacje co by było gdyby zupełnie zrezygnować z zakazu kopiowania – to moim zdaniem kultura by kwitła dzięki otworzeniu archiwuw, może by mniej nowych dzieł powstawało ale ogólnie byłby większy dostęp do nich i korzystanie z nich, bo przecież i tak człowiek nie ma już możliwości przesłuchania całej ciekawej zarejestrowanej muzyki czy oglądnięcie wszystkich ciekawych filmów.
24 października o godz. 14:23 42713
Z. L. – Bardziej chodzi o „polowanie” na użytkowników ogólnie znanych serwisów i systemów wymiany plików. Jeżeli udałoby się wszystko wysłać z powrotem do podziemia, to byłby to bardzo duży sukces, gdyż osoba chcąca pozyskać nielegalną kopię musiałaby się przy tym bardzo natrudzić (ryzykując przy okazji mandat). Obecnie mamy do czynienia z absurdalną sytuacją, w której zdobycie pirackiej kopi jest dużo szybsze i łatwiejsze, niż zakup legalnej wersji. Ba, nowy filmy mogę sobie ściągnąć na dysk w ciągu 15 minut (z każdym rokiem coraz szybciej), podczas gdy na wyprawę do kina potrzebuję przynajmniej pół godziny! Jak pisałem wcześniej, chodzi o ekonomiczne zniechęcenie do pewnych zachowań, a nie całkowite 100% wyeliminowanie piractwa (co jest fizycznie niemożliwe, i ekonomicznie nieopłacalne).
Co do technicznych możliwości, to nadal się upieram, że jest to jak najbardziej realne 🙂 Już w tej chwili systemy będące głównymi węzłami Internetu mają fabrycznie wbudowane technologie wspierające przeglądanie, analizę i archiwizację przesyłanych treści. W wielu państwach, z powodu prawnych te funkcje są deaktywowane, a innych już od kilku lat całkiem sprawnie działają – w USA w ramach systemu Echelon, czy w Rosji w ramach działalności kontrwywiadowczej i wyszukiwania użytkowników Internetu stosujących systemy szyfrowania nie mające „certyfikatu” rosyjskiej służby bezpieczeństwa. Podejrzewam, że i u nas są już zaczątki tego typu kontroli, i sprawdza się oraz archiwizuje informacje na temat tego kto, z kim się kontaktuje (bez zaglądania w treść). Taki elektroniczny odpowiednik systemu zainstalowanego w sortowniach poczty polskiej przez ABW.
Owszem, trudno kontrolować zachowania na które jest przyzwolenie, ale można do nich finansowo zniechęcać. Myślę, że w Polsce jest przyzwolenie na szybką jazdę. Sam lubiłem kiedyś mocniej przycisnąć pedał gazu, ale przeszło mi to, gdy dostałem mandat na 500zł + 10 punktów karnych. Jak widać, z pewnych przyzwyczajeń można się wyleczyć 😉
Prawdę mówiąc, to w świecie z otwartymi archiwami i ograniczonym dopływem nowych treści zanudziłbym się na śmierć, i przy okazji pewnie trochę zgłupiał 🙂 Nie interesuje mnie cała muzyka stworzona przez ludzkość, bo słucham głównie muzyki elektronicznej – której katalog mam już dobrze „obcykany”, i zmniejszenie dopływu, i tak już skromnego jej strumyka, bardzo zubożyłoby moje życie. W niewielkim stopniu interesują mnie również książki z przeszłości, bo tu również koncentruję się głównie na czytaniu literatury technicznej (która musi być aktualna!), a dla odmóżdżenia i inspiracji w tych resztkach wolnego czasu które mi pozostały czytuje sobie literaturę sf i fantasy. Jak ktoś lubi czytać książki Lema po kilka razy to jego sprawa – ja potrzebuję „świeżej krwi”, i bardzo bym się ucieszył, gdyby pojawiło się u nas więcej pisarzy na miarę Dukaja. Na okrągło oglądać stare filmy? Bez żartów – to już mamy w każde święta w polskiej telewizji! Grać w gry z lat 80tych? Dowcipniś! Jestem niemal pewny, że z otwarciem archiwów byłoby jak z komunizmem – początkowo wielki entuzjazm, i ogromne korzyści dla całego społeczeństwa, a po kilku dziesięcioleciach (latach?) pojawiłoby się znudzenie i rozczarowanie szarą rzeczywistością w której nic się nie zmienia…
24 października o godz. 17:17 42714
Sposób na powstrzymanie piractwa jest w gruncie rzeczy prosty – wystarczy, że wynajęte przez dystrybutorów ekipy informatyków zaczną zamieszczać w sieciach typu torrent i warez zawirusowane pliki z muzyką, filmami, ebookami… Userzy będą ściągać zakażone pliki, wirusy poczynią spustoszenia na ich komputerach… Dystrybutorzy mogą też podpisać umowy z firmami produkującymi programy antywirusowe, by ich produkcje nie chroniły przed wirusami dystrybutorów. To mogłoby bardzo ostro zamieszać w pirackim półświatku i zniechęcić dużą część amatorów darmochy.
Oczywiście takie praktyki nie przysłużyłby się renomie dzieł, w ramach których taka akcja byłaby przeprowadzona, ale od czego PR?
Oczywiście nie cieszę się na taką przyszłość (pozostaje nadzieja, że jeszcze długo nikt na to nie wpadnie), bo piractwo jest nie tyle przyczyną, co skutkiem horrendalnych cen filmów, gier i muzyki.
Za pojedynczy utwór muzyczny dostępny do legalnego pobrania w Sieci jestem w stanie SMS-owo zapłacić 1-2 zł. Prosty rachunek wykazuje, że cała płyta kosztowałaby mniej, niż analogiczny produkt dostępny na CD. Oczywiście odchodzą koszta tłoczenia i dystrybucji (powiedzmy sobie szczerze – CD to dziś przeżytek, chcę płacić za pracę artysty, nie okrągły kawałek plastiku z dziurką, który wywalę po zrippowaniu zawartości do mp3). Grę chcę ściągnąć za pomocą torrenta, po uprzednim przelaniu pewnej kwoty pieniędzy na konto developera, na takiej samej zasadzie książkę ściągnąć ze strony autora i przeczytać na notebooku.
Tak wygląda przyszłość i im szybciej dystrybutorzy zdadzą sobie z tego sprawę, tym prędzej skończy się to narzekanie na piratów.
24 października o godz. 19:26 42715
INTJ: Cała twoja argumentacja oparta jest na następującym toku myślowym:
1. Sprzedaż informacji na sztuki, tak jak w modelach opartych o fizyczne kopie, jest jedynym modelem gwarantującym dopływ gotówki do twórców
2. Załamanie tego modelu automatycznie oznacza zmniejszenie ilości nowych dzieł
Obydwa argumenty są moim zdaniem fałszywe. Jest wiele różnych modeli dystrybucyjnych opartych na różnych mechanizmach ekonomicznych. Radzę dobrze przemyśleć rozkwit radia – pierwszego w historii medium prawdziwie masowego – i jego wpływ na powstanie przemysłu muzycznego. Ten rynek – poszerzony o telewizję – do dziś funkcjonuje w zupełnie innych modelach niż sprzedaż na sztuki. Internet jest znacznie bardziej podobny do radia niż do płyty CD (gdzie występuje fizyczny nośnik), szukajmy więc rozwiązań zgodnych z technlogiczną naturą tego medium. Np. dlaczego nikt nie dystrybuuje filmów z reklamami? Sieci p2p ograniczą koszt dystrybucji do minimum, a zysk będzie wprost proporcjonalny do popularności pliku.
Po drugie właśnie dzięki internetowi mamy dziś do czynienia z ogromną nadprodukcją publikowanej informacji. Nie grozi nam w żadnym wypadku, że informacji będzie mniej. Każdy z nas ma tylko określoną ilość czasu wolnego, i o te cenne sekundy walczy coraz więcej dzieł. Nie trzeba mieć doktoratu z ekonomii żeby domyśleć się, że przy ogromnej podaży i mocno ograniczonym popycie wartość produktu dla odbiorcy końcowego spada… a w przypadkach skrajnych, jak w tym wypadku, spada do wartości bardzo bliskich zera.
Kiedy mówię o milionie zdjęć publikowanych codziennie na Naszej Klasie mówię właśnie o tym. Niezależnie od tego co wyobrażają sobie o wartości swoich dzieł menedżerowie przemysłu medialnego wartość produkowanej przez nich informacji spada i będzie spadać. Muszą więc konkurować wartością dodaną. Tą wartością może być koncert, seans filmowy w kinie, klub dyskusyjny, gadżet dołączany do produktu etc. W tych modelach biznesowych dozwolony użytek własny nikomu nie szkodzi. I jak widać branże oparte o usługi mają się świetnie: koncerty to żyła złota, a zyski Hollywood nieustannie rosną niezależnie od wzrostu niekomercyjnej dystrybucji w sieci.
Pomysł, by państwo zaczęło tworzyć siłowe struktury których jedynym celem jest kontrola całości komunikacji swoich obywateli jest szokujący i skandaliczny, jak ze złego filmu SF. Historia zna przykłady istnienia opresywnych systemów politycznych, ale to przekracza wszystko, co do tej pory cywilizacji udało się w dziedzinie odzierania człowieka z prywatności i godności wymyśleć. Nie chcę żyć w takim świecie, i jak sądzę ty też nie, jeśli się nad tym zastanowisz.
24 października o godz. 19:26 42716
Jest już wideo z debaty: http://lipszyc.blip.tv/
24 października o godz. 23:05 42721
Każde zabezpieczenie da się obejść. Pomysł w wirusami wydaje się kuriozalny, bo jeśli ktoś kupił oryginalną płytę, ale np porysowała mu się i chce jakaś piosenka nie działa, to jak chce ją ściągnąć z p2p, to ma dostać wirusa? Poza tym taki wirus może od komputera pirata przeniknąć do niepirata – i jak sobie z nim poradzić, gdy nie ma go w bazie? Słyszałeś może o wirusach w plikach mp3 tak na marginesie?
Na razie ta dyskusja przybiera formę mocno spolaryzowanej polemiki. Z jednej strony mamy wizje kultury wolnej, która opierałaby się na domniemanej współpracy klientów z artystami, czy też współpracy organów ścigania z firmami dystrybutorskimi z drugiej.
Owszem mamy wykładnię prawa, która stanowi system autonomiczny, ale nie zapominajmy o obiektywnym wymiarze społecznym, w którym funkcjonują pewne normy. Co w prawie może być klasyfikowane jako naruszenie, u ludzi będzie funkcjonowało jako kradzież – polecam wyjść na ulicę i porozmawiać z kimkolwiek o wykładni prawa, żeby to sprawdzić. Prawo nie przestrzega samego siebie, tylko jak już to ludzie go przestrzegają. Dlatego rozpatrywałbym oba te wymiary. Pytanie: do kogo zatem kierujemy to pytanie i co ważniejsze – po co? Bo chcemy zmienić system dystrybucji, czy też świadomość użytkowników, a może system prawny? Dobrze byłoby sformułować pozaemocjonalne i pozaanegdotyczne odniesienia przedmiotowe. Trudno coś ustalać, jeśli nie ma się wypracowanego wspólnego celu.
Przecież podobny proces dotyczy xera, zgodnie z prawem można kserować do 10% książki – ale jakie ksero odmówi skserowania całej książki? Nie może, bo przecież możesz kserować książkę, która jest Twoją własnością i masz do tego całkowite prawo.
Podobnie jest z muzyką. Przecież ludzie mogą ściągać pliki płyt, które już posiadają. Skąd wiesz drogi czytelniku, że ktoś pobierający albumy z rapidshare nie ma ich w domu? A jeśli je ma, to na jakiej podstawie państwo ma go szpiegować? A jeśli umieścił na serwerze swoim i sam sobie ściąga? Przypisujecie zbyt wiele refleksyjności użytkownikom, a z nimi dobrych i złych intencji…
Moim zdaniem ani nie jest właściwym odgórne piętnowanie wszystkich, ani też propagowanie utopijny wizji wolnej kultury. Może warto wypracować jakąś drogę środka? Ustalić realne cele bazujące na analizach ekonomicznych? Dobrym pomysłem byłyby tez kampanie na rzecz zwiększenia świadomości wśród użytkowników
Jeszcze jedno pytanie: czym różni się sytuacja, w której ktoś słucha albumu kolegi u niego w domu od tego, że pobierze z internetu przesłucha wyrywkowo i skasuje? Że zgodnie z prawem powinno się pójść do kolegi?
A „panowie penitencjarni” wszystko robicie zgodnie z prawem? Skoro jesteście za absolutyzującymi wykładniami prawa to najpierw zgłoście na policję piratów z waszego otoczenia najbliższego, którzy mogą się znaleźć wśród rodziny, znajomych, w pracy – jak możecie żyć ze świadomością, że tylu jeszcze piratów kontynuuje swój haniebny proceder i jeszcze nie zostało pojmanych i uwięzionych? Zacznijcie ich piętnować? Nie starczyło odwagi? Aha, a może nie znacie nikogo kto słucha nielegalnie muzyki, czy pobiera inne treści zgodne z prawem? Aha, tak powinno to się zostawić policji i odpowiednim służbom? – to po co odzywacie się na forum.
Nie chcę nikogo atakować, tylko pokazać jak ważna jest kwestia społecznego przyzwolenia. Jeśli nie przyzwalacie, to walczcie z tym lokalnie, bo to każdy na wiele różnych sposobów może zrobić. Bo każdy się wypowiada, produkuje kolejne opinie, a działać nie ma komu…
25 października o godz. 0:40 42722
rV, twoje wyobrażenie na temat tego jak działa prawo autorskie jest dalekie od rzeczywistości. Zazwyczaj nie możesz użyć p2p do pobrania piosenki jeśli płyta ci się porysowała. Możesz skopiować sobię płytę zawczasu na wszelki wypadek, ale używając p2p udostępniasz pliki, a na to musisz mieć zezwolenie posiadaczy praw.
Z kolei książkę możesz sobie skopiować w całości, jeśli masz takie życzenie, nie ma żadnych ograniczeń do n%. Podobnie jest ze ściąganiem plików z internetu jeśli są tam udostępnione, czy plików od kolegi. To są legalne działania i nikt nie może ci ich zabronić.
26 października o godz. 10:49 42729
Jarek – gwoli uściślenia – samemu można sobie książkę skopiować, natomiast punkt ksero jako usługę nie może zaoferować więcej ileś tam procent (20 chyba). Oczywiście zawsze ten punkt może klientowi wypożyczyć maszynę żeby sobie sam skopiował.
26 października o godz. 12:38 42730
Zbigniew, a skad masz takie informacje ze 20%? Jakie przepisy to reguluja?
26 października o godz. 21:06 42731
Jarek – oczywiście wyczytałem to na internecie 🙂 Ale pamiętam, że źródło był wiarygodne – zapamiętałem to bo to wyjaśnia skąd się bieże pogląd, że nie można kopiować całych książek – ksera odmawiają skopiowania więcej niż tych 20% – a ludzie nie wiedzą, że to ograniczenie dotyczy tylko usługodawcy. Najlepiej pomęcz Vaglę.
28 października o godz. 21:37 42740
Na pierwszy ogien powiem, ze wykonawcy wykazuja sie gigantyczna hipokryzja. Ja caly czas za te utwory sciagane place.
Place kupujac karte pamieci do aparatu fotograficznego, place kupujac drukarke do domu, place kiedy musze kupic paier do niej, place kiedy kupuje dysk czy nagrywarke. Place
przy zakupie pednriva, skanera ksero itp . Place ja oraz placi tysiace przeciebiorstw ktore tez tego uzywaja, a ktore nie maja z P2P komplentie nic wspolnego. Mowimy to o oplacie, ktora jest zawarta w cenie tych artykulow na rzecz organizacji zbiorowego zarzadzania w Polsce. Dlatego tez te organizacje nigdy nie skarza koncowego uzytkownika pirackich serwerow. Tylko osoby dystrybujace. Bowiem przy probach pozwu normalnej osoby mogloby sie przypadkiem wydac ile wlascie oni na tym zarabiaja. Bo rozliczenia sie z tego nie mozna uswiadczyc ani wyciagnac od nich. W dodatku pieniadze te dystrybuuja tylko miedzy najwiekszymi wykonawcami muzyki badz aktorami. Setki malych tworcow pozostaje z niczym – prosze poczytac serwis prawo.vagla.pl. Niestety nie slyszalem aby atysci wysylali jakies masowo podpisywane pisma w celu uchylenia tego przepisu. Przeciez nie beda rezygnowac z kasy.
Slyszalem kiedys stwierdzenie ze ludzie w polsce nie mieszkaja sami bogaci wiec kradna jest prawdziwe ale niepelne. Z 3 strony (druga pomijam ) Polska nie jest targetem dla wiekszoci wydawcow. Dla porownania w Anglii na gre pracuje sie 1-2h, u nas 1- 1,5 dnia. Jest roznica prawda? Oczywiscie mozna powiedziec,ze to zadne usprawiedliwienie wiec idzmy dalej.
Przez lata zebralem polke gier i filmow. Jescze wiecej przewalilo sie mi przez dyski. RIAA , ZAiKS i artysci z uporem maniaka pomijaja fakt iz sciagniete utworu nie oznacza automtycznie, ze ich nie kupilem. Po sciagnieciu okazuje sie ze zle gry/filmy/muzyke sie wywala, a dobre jak zejda do przywoitego poziomu cenowego mozna kupic. O czym moze zaswiadcznyc moja polka.
Tak przeliczylem – na dysku mam 723 plyty [ przy zalozeniu 15 utworow/plyta] [ok 75% to OSTy reszta inna].
Plus 5x tyle to wywalilem bo do niczego sie nie nadawaly. Czesto z danej plyty zostawal 1 lub 2 utwory. Wieloktrotnie od znajomych przegrywalo sie wszysto jak leci, a dopiero pozniej robilo selekcje. Okres dostepnosci do sieci zaczyna sie w ok 2000r. To liczmy – 4338 plyt przez 9 lat i po 12 miesiecy = zaokraglajac 40 plyt/miesiac.
Srednia cena plyty OST przyjmijmy 50PLN. To wychodzi, ze musialbym wydac ok 2000 pln miesiecznie. Czesc pewnie udalo by sie odsprzedac za 3/4 ceny to i tak bym musial wydac min 1200pln/ miesiac. Jako, ze pracuje od 5 lat to by wyszlo niecale 2400pln/ miesiac. Badzmy szczerzy, to jest nierealne.
Mowimy tu tylko o mp3. Dodajmy do tego niezliczona ilosc filmow czy seriali. Nie ma po prostu mozliwosci aby to kupic czy pojsc na to do kina. Jako ciekawostke moge powiedziec iz zgodnie z badaniami innych naukowcow niz ulubionych MPIAA chodze czesciej do kina bo raz na kwartal a nie raz na 3 lata.
Zaczynamy dywagacje.
Mozna sie kierowac opiniami z sieci co jest dobre i tylko to kupowac. Jednakze sporo rzeczy niszowych nie mialo w polsce premiery badz tez mialo poltora- rocznym opoznieniem w kinach [chocby „Nocna straz”]. O premierze DVD mozna zapomniec. Niekonieczne moge znac angielski na tyle aby zroumiec niezkore skoplikowane zwroty aby sciagac film z zagranicy. Na polskich wydawcach tez mozna sie naciac. Kupilem sobie 1 dvd z 4 odcinkami serialu co sie mi spodobal po sciagnieciu z sieci. I tu ZONK. Nie mozna filmu odtworzyc na kompie – niezaleznie od systemu. Okazalo sie, ze mozna tylko w dvd stacjonarym i nie mozna przewinac reklam [brak iformacji na pudelku]. Moge poszukac programow do lamania zabezpieczen ale po co. Skoro oni mi utrudniaja bycie legalnym to ja dziekuje i zostawie kompa z torrentem na noc – ogladne czy zagram bez problemow. Zabezpiecznia gier powodujace konfilkty w systemie to juz osobna bajka.
Kina to tez osobna bajk. Place za film ale wczeniej musze ogladnbac zestaw reklam i niedorzecznych ogloszen, ze sciaganie to przestepstwo. Na projekcji w kinie! Kiedys sie wkurze i wyjde z tych reklam i zarzadam obnizenia ceny biletu bo ja na reklamy sie nie zgadzalem.
Czemu muzyka nie jest wydawana inaczej niz CD ? Szanowni artyscie wysiadcie z samochodow, przejdzcie sie po ulicach i zobaczcie ile osob nosi discmany ? Pamieci masowe typu micro plus przejsciowki pasuja do gigantycznej ilosci urzadzen poczawszy od odwarzaczy, telefonow, transmiterow samochodowych po urzadznia stacjonarne jak wierze czy dvd. W dodatku futeral wielkosc obecnej plyty to ok 25 takich kart.
29 października o godz. 0:52 42742
Lipszyc:
„rV, twoje wyobrażenie na temat tego jak działa prawo autorskie jest dalekie od rzeczywistości. Zazwyczaj nie możesz użyć p2p do pobrania piosenki jeśli płyta ci się porysowała. Możesz skopiować sobię płytę zawczasu na wszelki wypadek, ale używając p2p udostępniasz pliki, a na to musisz mieć zezwolenie posiadaczy praw.”
To dotyczy p2p, ale ściągając pliki z rapidshare czy innych serwisów hostingowych nic nie udostępniasz, więc jeśli jesteś posiadaczem oryginalnego albumu możesz zgodnie z prawem pobrać go z rapidshare jako kopię zapasową.
W całej dyskusji pomija się niestety bardzo ważną kwestię – dostępność dóbr kultury. Muzyka niszowa czy kino klasy B są w Polsce w dużej mierze niedostępne, a oferta dystrybutorów nad Wisłą jest niesłychanie uboga. Osoby zainteresowane mniej znanymi nurtami kultury (przykładowo niskobudżetowe włoskie horrory z lat 70-tych czy mniej znane odmiany muzyki elektronicznej) nie mają zbyt wielkiej alternatywy jak tylko internet. I wielu z nich bez wątpienia kupiłoby te filmy/muzykę z pocałowaniem ręki – tylko nie mają gdzie, sprowadzanie z za granicy jest bardzo kosztowne, a i tam nie zawsze można odnaleźć to, co się chce.
30 października o godz. 9:58 42752
Tyle konferencji, seminariów, spotkań… Żadnych nowych wniosków, bo niby co można ustalić, gdy nie chodzi już właściwie o faktyczny przedmiot dyskusji, ale o biegunowe ludzkie podejścia do kwestii własności w ogóle. Ale jakie zainteresowanie! Czy MK i Agora mają aż taką moc?
2 listopada o godz. 22:34 42769
Takie dyskusje boleśnie uzmysławiają mi w jak nikłym stopniu większość osób związanych z branżą muzyczną ( w Polsce) rozumie Internet i a co za tym idzie współczesny świat i współczesny biznes…
7 listopada o godz. 17:01 42793
Nie przejmuj sie, ewolucja dotyczy wszystkich 😉
8 listopada o godz. 5:45 42798
@INTJ: gwoli wyprostowania w kwestii ściągania – właśnie widzę znów jak próbuje się wszystko wrzucać do jednego wora. Wiem, że prawo autorskie i pojęcie „kradzież własności intelektualnej” stały się modnym wytrychem do wielu zjawisk, ale apeluję o stosowanie kluczy, a nie wytrychów!
Zastanówmy się dlaczego właściwie ściąganie jest złe – nie dlatego, że ktoś naruszył prawa oryginalnego autora, tylko dlatego, że ściągający nie spełnia pewnego kryterium, potrzebnego żeby mu coś dać. Sytuacja graniczna: jeśli ściągający ściąga za zgodą pierwotnego autora, to z punktu widzenia prawa autorskiego zawarli sobie po prostu umowę, że jeden pozostanie anonimowy, a drugi wykorzysta to w swoim dziele. Nie słyszałem, żeby ktoś zarzucał, że ghostwriting jest nielegalny.
A co do złodziejstwa i darmochy – bardzo jestem ciekaw zdania zwolenników „kultury zezwoleń” i przeciwników dozwolonego użytku na temat bibliotek, tych tradycyjnych, z papierowymi książkami. W życiu przeczytałem mnóstwo książek i w szkole był to powód do dumy. Zdecydowanej większości nie kupowałem, tylko wypożyczałem z bibliotek i nikt nie sugerował, że może robię coś złego, albo chociaż wstydliwego, i zamiast wypożyczać powinienem je kupować. Nadal nikt tego nie robi, ale rozumując analogicznie do „paserni”, jakimi wedle niektórych osób są serwisy udostępniające pliki, biblioteki powinny być też tępione.
Myślę, że warto stosować to jako papierek lakmusowy poglądów ludzi widzących jedynie najprostsze zjawiska ekonomiczne (bo liczenie zysku przez liczenie sprzedanych egzemplarzy, a straty przez każdy przypadek wykorzystania bez sprzedaży, to tylko najgrubsze przybliżenie). Jakkolwiek wypożyczanie fizycznej książki jest dość ograniczone, to jednak współczynnik 1:10 czy 1:100 (to tylko moje szacunki) na egzemplarz razy ilość wypożyczalni razy ilość egzemplarzy w każdej wypożyczalni (co popularniejsze dzieła) prowokuje do zastanowienia. Czy gdyby się okazało, że to znaczące liczby, biblioteki stałyby się także „paserniami”? Przecież jest oczywiste, że każde pojedyncze wypożyczenie oznacza brak teoretycznego zysku ze sprzedaży egzemplarza książki. Więc?