Trafiłem na ciekawy tekst w Washington Monthly pt. The Agnostic Cartographer – na temat map Google i wyzwań z nim związanych. Najciekawsze z nich wynikają z faktu, że Google nie pokazuje światu jednej mapy – posiada kilkadziesiąt jej wersji, dostosowanych do lokalnych wymogów. To, co dla większości internautów jest hinduską prowincją Arunachal Pradesh, na terenie Chin jest Tybetem Południowym. I tak dalej.
Artykuł skupia się na potencjalnych konfliktach geopolitycznych i nowej roli Google jako mapowego „supermocarstwa”. Mnie interesuje co innego – przykład map Google to tylko jeden z wielu dowodów balkanizacji internetu. Innym jest napis „ta treść jest niedostępna na terenie państwa, w którym się znajdujesz”, wyskakująca na serwisach takich jak Hulu. Jeszcze innym jest niedostępność w Polsce takich serwisów jak iTunes – które w innych krajach są już podstawową infrastrukturą kulturową. Co prowadzi do paradoksalnej sytuacji, że wielu Polaków zna sklep iTunes, nie widziawszy go na oczy.
W badaniu Młodzi i media pojawia się wątek internetów i współdzielonych lokalnych lub nawet prywatnych internetów – określonych zestawów stron i serwisów, które dla danej grupy osób stanowią znaczącą część internetu, który znają. Pytanie, jak dać im wiedzę o innych internetach – unikając podziału na zamknięte, homogeniczne społeczności?
Dobrym przykładem jest rozwiązanie z Wikipedii, gdzie różne punkty widzenia, odpowiadające artykułom opracowanym przez narodowe lub etniczne grupy użytkowników, są przynajmniej ze sobą linkowane (choć nieznajomość języka pewnie utrudnia zazwyczaj poznanie odmiennych poglądów).
A podstawowy problem polega na tym, że przy natłoku informacji utrudniającym posiadanie jednego rozsądnego punktu widzenia trudno znaleźć czas, na poznawanie innych spojrzeń na świat.
12 lipca o godz. 23:16 43816
Innym ciekawym aspektem różnych wersji wyświetlanych w zależności od IP albo czegokolwiek (ciasteczek, stron z których przyszliśmy, itp.) to sprawa wiarygodności informacji. Co jeśli jakaś gazeta wyświetlałaby różne wersje artykułu w zależności od tego kto ogląda? Co z powoływaniem się na źródła? Co jeśli jakaś strona łamałaby prawo – ale sprytnie wyświetlałaby się w takiej wersji tylko w pewnych okolicznościach? Jak udowodnić, że takie coś się dzieje?