Ostatnio z Alkiem coraz bardziej wkręcamy się w temat przemian starych instytucji kultury i rozwój nowych. Jak mają wyglądać te procesy? Dziś dwa przykłady.
Wydaje się, że jedną z podstawowych kwestii jest otwartość – w tym otwartość na udział użytkowników i nieoczywiste sojusze. Przestrzeń usieciowionej kultury wymyka się bowiem prostym opozycjom, jak profesjonalne-amatorskie, państwowe-prywatne, legalne-nielegalne. Gdy PirateBay uruchamia stronę poświęconą Bergmanowi, to jest to równocześnie serwis piracki, ale i strona działająca na zasadzie bliskiej misji oficjalnych instytucji. Kiedy Microsoft projektuje oprogramowanie do obsługi multimediów swojej konsoli, korzystając z nielegalnego oprogramowania dla jej poprzednika, to „amatorzy” i „przestępcy” wspierają innowacyjność i przyszłe zyski wielkiej korporacji. I tak dalej.
Ciekawym przykładem połączenia tych perspektyw przez instytucję państwową jest holenderska telewizja publiczna NPO. Przed miesiącem NPO do rozpowszechniania swoich programów w sieci zaczęło używać BitTorrenta. Stacja chce w ten sposób zwiększyć dostęp do swoich programów i równocześnie obniżyć własne koszty techniczne (w podobny sposób swój ostatni film zaczęli niedawno dystrybuować Yes Meni). Mała rzecz, a cieszy.
„Skoro nie możesz ich pokonać, dołącz do nich” – takie słowa padają z kolei w tekście w „NY Timesie” poświęconym akcji, jaką British Museum zorganizowała dla Wikipedystów. Wikipedyści zostali zaproszeni „za kulisy” muzeum, kuratorzy przekazywali im swoją wiedzę. Pracownicy BM doszli po prostu do wniosku, że skoro informacje o zbiorach internauci pozyskują głównie z Wikipedii, to warto zadbać o ich poziom, a nie złościć się, że ludzie nie wchodzą na stronę instytucji.
Oczywiście te przykłady nie są szczególnie spektakularne – zwłaszcza ten pierwszy, który nie dotyczy oddolnego tworzenia, a spraw wydawałoby się bardziej banalnych. Jestem jednak przekonany, że o ile grupa twórców dzięki nowym technologiom znacząco się poszerzyła, to wciąż jest to relatywnie niewielka część populacji. Mniej spektakularna, ale równie silnie oddziałująca na kulturę, jest zmiana dotycząca przejęcia takich funkcji jak katalogowanie, rekomendowanie czy redystrybucja przez „zwykłych” użytkowników. Ludzi, którzy często robią te wszystkie rzeczy „mimochodem” – np. udostępniają pliki tylko dlatego, że sami je ściągają, nie odwołując się do żadnego etosu. Sumarycznie jednak te prozaiczne działania mają sporą siłę. Tym bardziej cieszy, że państwowe instytucje zaczynają je dostrzegać. Bo jeśli celem jest dobro wspólne, a nie interesy poszczególnych grup, to dlaczego nie?
A na ile „u nas”? Chyba i tego się doczekamy. Byliśmy w ubiegłym tygodniu na warsztatach organizowanych przez Narodowe Centrum Kultury i trudno było się oprzeć wrażeniu, że poruszane tu przez nas tematy nie są już postrzegane jako tak marginalne, jak jeszcze 2-3 lata temu. Również w wypowiedziach Ministra Kultury można zauważyć, że coś się zmienia.
Na koniec za to link „od czapy” – po prostu nie mogłem się powstrzymać: wiedzieliście, że grupy „gold farmerów” z gier sieciowych działają na tych samych zasadach, co siatki dilerów narkotyków? 🙂
27 lipca o godz. 21:07 43886
Czy pisząc o instytucjach „państwowych” masz na myśli wszystkie „publiczne”, czy tylko te „narodowe”, czyli organizowane przez MKiDN lub inne podmioty podobnego kalibru? Nie czepiam się pojedynczych słów, w kontekście tego wpisu wydaje mi sie to naprawdę istotne. Po sześciu miesiącach pracy w znanej instytucji kultury, która ma słowo „Państwowe” w nazwie, choć w rzeczywistości zarządza nią i finansuje samorząd, dochodzę do wniosku, że ewolucja (czyli szeroko pojęta modernizacja: otwieranie się na współpracę, interdyscyplinarność, mediatyzacja etc.) rodzimych instytucji kultury jest w wielu przypadkach bajką opowiadaną w mediach. Choć o utrzymywanie pozytywnego wizerunku nikt nawet się nie stara! Życie pewnych opinii jest zaskakująco długie, choć nie mają one wiele wspólnego z realnym stanem rzeczy. Wszysy po prostu bardzo chcemy słuchać o racjonalnej modernizacji instytucji kultury. Ja na przykład uznałem, że większość mojej wiedzy (a bywałem z niej dumny i czasem lubiłem nią pretensjonalnie szastać) o polskim o sposobie funkcjonowania wielu poważanych podmiotów tego typu nadaje sie na przemiał. To, co się dzieje w wielu placówkach przechodzi ludzkie pojęcie. I nie chodzi o jakieś „PRL-owskie złogi”, jak wielu automatycznie określa pewne uwstecznienie. Jest znacznie gorzej.
27 lipca o godz. 21:30 43887
O wizycie Wikipedystów w BM była bardzo budująca prelekcja na Wikimanii (tam krótki opis i link do slajdów i szerszych opisów, nagrania wideo z imprezy mają też kiedyś być).
Ale ale – gdzie ten obiecany link „od czapy”? =}
28 lipca o godz. 10:39 43888
@JD: tak, wiem, że z perspektywy większości placówek takie problemy to czyste SF i pewnie takim pozostanie. ale „na górze” coś chyba jednak się rusza, może na razie bardziej na poziomie rozmów i deklaracji, niż rzeczywistych działań, ale lubię myśleć,że jeśli ministerstwo, NCK i kilka innych tego typu instytucji zacznie być bardziej otwarte i finansować tego typu inicjatywy, to jakiś skutek to przyniesie. zapewne wiele instytucji jest niereformowalnych, tak jak wiele szkół jest impregnowanych na zmiany, nawet jeśli zaleca je MEN, ale chyba warto próbować.
@kocio: link poprawiony!
5 sierpnia o godz. 20:54 43924
Cóż, jako osoba zarządzająca jedną z największych państwowych instytucji kultury muszę potwierdzić opinie sceptyczne. To jeszcze przyszłość. Najtrudniejsza do przełamania jest bariera mentalna, którą można przełamać ale potrzeba czasu. I wsparcia choćby z Ministerstwa Kultury, które na razie jest bardziej widoczne w wypowiedziach medialnych niż w rzeczywistości. Ale idzie ku dobremu .. tylko wolno. Pozdrawiam 🙂
10 sierpnia o godz. 18:03 43930
Interesujący wpis, Panie Doktorze. I niedawny wywiad dla Rzepy też znakomity. Przyjemnie jest wiedzieć, że ktoś w Polsce ma coś ciekawego do powiedzenia w kwestii kultury cyfrowej. Dwa kudosy do odebrania będą czekać w recepcji:).