O tym, że kwestie związane z prawem autorskim są dla współczesnej kultury absolutnie kluczowe, przekonywać nikogo nie trzeba. Tym bardziej warto wspomnieć o dokumentach z organizowanej przez Komisję Europejską, a dokładniej – Komisję ds. Rynku Wewnętrznego i Usług – dyskusji na temat „nielegalnego up- i downloadingu”, które wyciekły do sieci.
Materiały ujawnił serwis PC Inpact – tekst po francusku oraz linki do ujawnionych dokumentów znajdziecie tutaj. Nie dajcie się zmylić nagłówkom i pojawiającemu się w dokumentach określeniu „dialog”. Dyskusja jest zdominowana przez lobbystów i jak wyraźnie widać z dokumentacji, ma służyć przede wszystkim ułatwieniu właścicielom praw autorskich współpracy z dostawcami internetu. Brak instytucji reprezentujących konsumentów – w jednym z dokumentów wyjaśnione jest to tak:
The consumer association BEUC has been invited, but did not want to participate. UNI-Europa represented trade union interests. Several other companies and organisations participated on an ad-hoc basis in some meetings.”
Nie wiem ile w tym złej woli, ile braku wyobraźni, a ile urzędniczego lenistwa w stylu „lobbyści ładnie poprowadzą cały proces, a my się podpiszemy”. W efekcie obowiązujący w dokumantach dyskurs to ten, który wprowadzają koncerny medialne – ze statystykami pokazującymi, że wymiana plików jest jednym z największych nieszczęść w historii ludzkości. Według przedstawionych wyliczeń piractwo ma przynosić europejskiej gospodarce co roku straty w wysokości 10 mld euro i utratę 185 tys. miejsc pracy. Co więcej, przemysły kreatywne mają do roku 2015 z powodu piractwa stracić łącznie 240 mld euro, a pracę straci 1,2 mln osób (a i to – jak podkreślone zostaje w jednym z dokumentów – przy „ostrożnych” szacunkach)! Pod dyktando lobbystów całość zmierza w niepokojącym kierunku – rekomendacje, nad którymi pracują „dialogujący”, to osłabienie ochrony prawnej internautów i ułatwienie ich monitorowania. Koncerny domagają się m.in. aby operatorzy ujawniali dane użytkowników bez konieczności występowania o pozwolenie do sądów.
W całym tym przedsięwzięciu trudno jest dziwić się firmom z branży muzycznej i filmowej – one grają o własne interesy. Przeraża jednak to, że brak innych głosów, choć częściowo równoważących tę perspektywę. Katastrofa w Zatoce Meksykańskiej pokazała, co może stać się, gdy przepisy dyktują urzędnikom ich beneficjenci. Myślę, że to zagrożenie dotyczy też ekosystemu prawnego. Od dawna marzy nam się z Alkiem niezależny raport (kilka podobnych zdarzało nam się przywoływać na blogu), próbujący wypracować metodologię mierzenia bilansu zysków i strat z nielegalnej wymiany plików. Nie chodzi o apologię piractwa, raczej o odejście od stosowania przed-internetowych wskaźników do opisu świata, w którym internet jest powszechny. Mam nadzieję, że uda nam się coś takiego kiedyś zrealizować, bo jednostronność dominującej wizji jest naprawdę frustrująca.
14 września o godz. 13:23 44037
Szczęśliwy to byłby dzień, gdyby którykolwiek z niezależnych raportów (które przecież co jakiś czas powstają tu i ówdzie) został w ogóle wzięty pod uwagę przy roztrząsaniu spraw dotyczących prawa autorskiego.