…których nie zdobyłeś na studiach, czyli kapitalna wyliczanka magazynu „Wired”.
Jest XXI wiek. Umiejętność czytania powieści, skonstruowania eseju i wyznaczenia nachylenia stycznej już nie wystarczają. Musisz wiedzieć, jak płynąć w zalewie danych, optymalizować swoją prozę pod kątem Twittera i obnażyć przekłamaną statystykę.
Tak rozpoczyna się lista kluczowych dla współczesnego człowieka umiejętności – sprawdźcie ją tutaj. Kursy związane ze wszechobecną, ale często manipulowaną statystyką, czy dyplomacja w czasach, gdy zasady życia społecznego coraz częściej definiują nie państwo i konstytucja, ale firmy i usługi, to tylko początek listy. Warto przeczytać.
Jasne, że takich list było już wiele. Jasne, że to efekciarskie i populistyczne, ale jeśli w ten sposób można znów sprowokować dyskusję o kształceniu, to czemu nie? Wydaje mi się też, że listę śmiało można uzupełnić o kolejne punkty – choćby umiejętność snucia różnych scenariuszy związanych z przyszłością. Także – z przyszłością systemu edukacyjnego.
11 października o godz. 17:32 44105
Ranking wpisujący się w logikę: nie umiemy załatwić spraw podstawowych, wymyślmy więc sprawy „post-podstawowe” i mówmy o tym, jak bardzo istotna jest konieczność ich załatwienia. Na szczęście sporo w tym rankingu i jego rozwinięciu ironii. Gdyby nie ona, to w ocenie tego zestawienia mogłyby zderzać się tylko skrajnie zachowawcze opinie (najpierw nauczmy dzieci historii, potem dopiero mówmy im o post-modernizmie) z zachwytami nad możliwością stworzenia zupełnie nowego, opartego na prymacie technologii paradygmatu edukacyjnego. Jeżeli edukacja jest generatorem nierówności, to wprowadzenie takich kursów na masową skalę oznaczałoby coś w rodzaju walki z nierównościami poprzez wprowadzenie nowych nierówności…
11 października o godz. 19:44 44106
Zapowiada się ciekawie, chociaż drugie zdanie właściwego tekstu:
„That familiar statement is false?there?s no evidence to support it”
trochę zniechęca do dalszej lektury. 😉
11 października o godz. 20:10 44107
@JD: ale jako pewna prowokacja ma to dla mnie sens, choćby na zasadzie „jeśli chcemy bronić tradycyjnego modelu, to zastanówmy się, dlaczego”. albo urefleksyjnijmy w jakąkolwiek stronę obecny model – choć to oczywiście wizja idealna. poza tym wydaje mi się, że nawet odsiewając cały medialny hype, to jednak tradycyjny model szkolny zestarzał się także na tym odcinku (choć nie tylko, a już w wypadku szkolnictwa wyższego o bańce możnaby dyskutować długo).
a co do załatwiania spraw podstawowych – to będzie przerysowany przykład, ale przypomniało mi się, jak kiedyś miałem jakieś szkolenie z nauczycielami i obecna na sali pani z kuratorium na koniec powiedziała coś w rodzaju „miło było, ale my tu o komputerach, a mnie krzeseł w sali brakuje”. i najpierw pomyślałem sobie, że oto przemawia mądrość i doświadczenie, a później, że wielu nauczycieli świetnie się czuje w tym oldskulowym modelu i robi bardzo wiele, żeby niczego nie zmieniać. aż prosiłoby się tu o jakieś solidne badanie, choćby tego, jak młodzi nauczyciele są tłamszeni przez system i jak z kolei wielu starszych do perfekcji opanowało uniki przed wprowadzaniem zmian z wytycznych programowych (oni mi tu o metodzie projektów, a mnie krzeseł brakuje). pytanie, kto się odważy.
12 października o godz. 10:16 44108
@Mirek: Masz rację. Podział na siedzących w okopach beneficjentów status quo i kompletnie zdezorientowanych i bezsilnych pracowników sfery edukacji jest bardzo wyraźny. Dotyczy to nie tylko nauczycieli (dramatycznym przykładem są szkolni pedagodzy, ale i dyrekcje) i nie tylko programów nauczania. „Walka z przemocą” w szkołach też toczy się w oparciu o tę dwoistość, choć owa szkolna przemoc jest dla wielu nauczycieli wygodną wymówką przeciw merytorycznemu zaangażowaniu (a czasem faktycznie jest poniżeniem i horrorem odbierającym pracy sens). Nie znoszę romantyzacji uczniów, ale nie godzę się też ze ślepym zachwytem nad zjawiskami typu „hurra-komputery-rzucili-do-szkoły”. Być może choroba tocząca polską edukację, o której piszesz, jest jednym z tych problemów, prace nad rozwiązaniem których należałoby zacząć od studiów przypadku, raportów (formuła niby tak oczywista, a rażąco nieskuteczna w przypadku wielu innych „podstawowych problemów”). A odważne, ryzykowne badania są z pewnością niezbędne. Ja nie wiem kto mógłby je w tym kraju rozpocząć, chyba tylko grupa idealistów bardziej zajarana przedmiotem swojej działalności niż własnym statusem, a to, jak wiadomo, rzadka postawa. Sądzę, że takie badanie należałoby zacząć od przyjęcia prostego założenia, że „modernizacja” jest efektem ludzkiej refleksyjności i wynikających z niej działań, nie odwrotnie. Bo jak się dalej będzie unowocześniać szkoły głównie po to, by rozliczyć przyznane dotacje, to będą i programy, i krzesła, ale nauczyciele i uczniowie nie zmienią się ani trochę.
12 października o godz. 10:32 44109
A Ty nie chciałbyś zająć się takim badaniem? 🙂
12 października o godz. 21:43 44114
heh, może kiedyś – ale znam jeden projekt „in progress”, który wygląda ciekawie i może zrobi trochę zamieszania. teraz z Alkiem przymierzamy się do czegoś innego, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie. a może – odbijając piłeczkę – Ty zawalcz o jakiś grant przy okazji dr?
17 października o godz. 21:49 44129
A mnie się zdaje, że polski system edukacji szkolnej niedomaga, jest archaiczny, gdyż boryka się z permanentnym niedofinansowaniem, co skutkuje negatywną selekcją do zawodu nauczyciela. Ot, elementarz życiowy.