W sobotę Sławomir Czarnecki z IKM napisał na Twitterze:
ciekawy do analizy nieudany projekt crowdfundingowy https://t.co/hitAUPpbsL było duże wsparcie specjalistów pr i sm, a jednak się nie udało?
Sławomir Czarnecki (@widownia) May 24, 2014
Co zapoczątkowało krótką dyskusję (z moim udziałem) na temat crowdfundingu w trzecim sektorze, na przykładzie projektu Pandalajka – dobrze się zapowiadającej i dobrze przemyślanej platformy do zarządzania mediami społecznościowymi dla NGOsów. Zespół Pandalajka próbował sfinansować projekt w crowdfundingu i odniósł porażkę – udało się zebrać 10% z potrzebnych 30 tysięcy PLN.
Dyskusja na Twitterze dotyczyła tego, dlaczego Pandalajce crowdfunding się nie udał. Wziąłem w niej udział, bo mój kolega Rafał Woś (pozdrowienia, @RafalWos!) przekonywał mnie ostatnio, że Twitter nie służy tylko do publikowania odnośników z komentarzem (do czego używam Twittera), ale przede wszystkim jest miejscem rozmów i dyskusji. Czytałem wreszcie niedawno „Marketing narracyjny” Eryka Mistewicza, który przekonuje, że Twitter jest doskonałym medium budowania narracji, które przebijają się w szumie informacyjnym i, gdy uda się nawiązać dialog, budują nam zaangażowanie i zainteresowanie odbiorców.
Tyle teorii. Praktyka wygląda tak, że dyskutowanie na Twitterze przypomina próbę poważnej dyskusji w środku imprezy techno – gdy dyskutanci krzyczą sobie do ucha pojedyncze zdania, próbując przekrzyczeć basy.
„- Fajna ta Pandalajka!!!”
„Pewnie, szkoda że nie wyszło!!!!”
Ograniczenie wypowiedzi do 140 znaków samo w sobie czyni sytuację dość beznadziejną. Ale twittując, popadamy w pułapkę towarzyskości – im więcej osób wciągamy w dyskusję, wymieniając ich @aliasy, tym mniej miejsca nam zostaje na samą wiadomość. 4-5 osób w dyskusji oznacza, że z poziomu jednego zdania schodzimy do poziomu pojedynczych wyrazów.
Ostatecznie dyskusja na Twitterze pozostawia poczucie totalnego niedosytu. A zaletę ma jedną – toczy się bardzo szybko, bo dyskutanci znajdują czas na tweety w sytuacji, gdy raczej nie mają czasu napisać solidny post na bloga.
I tym samym dochodzę do momentu, w którym tęsknię za debatami w przestrzeni blogów, za wyśmianą przeze mnie wizją blogosfery jako domu Logosu. Bo z dyskusji na Twitterze nie wynikło zupełnie nic, poza najogólniejszym zmapowaniem poglądów, albo raczej nastrojów wobec porażki Pandalajki w finansowaniu crowdfundingowym.
*
Tymczasem wczoraj wieczorem w TVN24 Jarosław Kuźniar otworzył wieczór wyborczy, mając za sobą Tweetdecka wielkości ściany. Twitter okazał się preferowanym medium komunikacji online – co może zaskakiwać z punktu widzenia ogólnej dominacji Facebooka, ale nie dziwi, biorąc pod uwagę popularność Twittera wśród polityków i komentatorów. Niemniej myślę, że dla przeciętnego widza TVN24 był to szok – Kuźniar oswajał zresztą Twittera, nazywając np. hashtag „pokojem” do dyskusji. Jakby to był czat! W każdym razie mieliśmy więc wieczór wyborczy, w którym dziennikarz topowej stacji newsowej zaprosił nas wszystkich do dyskusji o eurowyborach w konwencji rozmowy na imprezie techno.
27 maja o godz. 9:34 103789
Mam wrażenie, że w tej dyskusji, mimo limitu znaków, padło kilka sensownych tez. W tym sensie wyszło całkiem dobre mapowanie.
Zgadzam się, że Twitter ma swoje słabości i byłoby koszmarem, gdyby stał się jedynym miejscem dyskusji.
Podobnie te tezy domagają się rozwinięcia (i od tego mamy blogi, badania, pisma), bo tweety same w sobie są tylko błyskiem (często wizualizuje się dynamikę dyskusji twitterowych w ten sposób, że coś nam błyska, miga na mapie i w końcu gaśnie).
W skrócie – na imprezie techno faktycznie trudno porozmawiać, ale już w klubie, kawiarni rozmawia się całkiem przyjemnie – chociaż to nie to samo co debata czy seminarium.
27 maja o godz. 9:43 103791
Wiem, ze dla wielu osób 140 znaków na Twitterze to wada. Ale moim zdaniem to zaleta. Dlaczego? Bo to wymaga od użytkowników pisanie konkretnie, a nie rozwodzenie się nad czymś i rozchodzenie się na wiele wątków. To nie znaczy, że taka blogowa debata/ dyskusja nie jest potrzebna. Sam jestem blogerem i raczej nie z tych, co wrzucają fotki tylko piszą konkretne i czasami długie teksty. Czy dyskusja na temat owej apki była rozmową o niczym? Właśnie, że nie. A co do sposobu komunikacji dużej części ludzi na Twitterze, to cóż – to prawda. Podobnie jak na Facebooku ludzie wrzucają swoje samojebki, swoje dzieci etc., także środowisko Twittera ma pewne ułomności.
A co do zrozumienia, czym jest Twitter, to odsyłam do mojego mini poradnika, który stworzyłem na bazie własnych doświadczeń. Mini poradnik w postaci wpisu na korpo blogu. Może nie jest krótko, ale na pewno na temat 🙂 http://omgpr.pl/10-zasad-ktore-pozwola-tobie-zrozumiec-twittera/
27 maja o godz. 11:00 103806
Czy pisząc o „ogólnej dominacji facebooka” miał Pan na myśli Polskę czy świat? Bo jeśli chodzi o świat, to twitter prześciga facebooka w byciu „cool”. W bloku reklamowym w przerwie tegorocznego SuperBowl w USA w 53 reklamach facebook został wspomniany 5 razy, natomiast twitter bezpośrednio 4 natomiast pośrednio (poprzez hashtagi) 31 razy – wydaje mi się, że pomimo wprowadzenia hashtagów przez fb, kojarzą się one w dalszym ciągu z twitterem.
27 maja o godz. 22:10 103896
Oto dzialaja juz kolejne nowotwory jezykowe: crowdfunding, mapowanie, post na blogu. To jest 21-wieczna odmiana emigranckiego belkotu w stylu polskich wiesniakow, ktorzy w 1. polowie 20. wieku trafili do Chicago i padlo im na mowe.
30 maja o godz. 11:59 104593
@Łukasz, skupiam się na polskim podwórku, ma ono swoją specyfikę.
@q bardzo się dobrze w towarzystwie tych wieśniaków czuję :), choć wyobrażam sobię alternatywną Polskę, w której wzorem Francuzów mamy własne słowa na komputer i AIDS. zapewne nadal byśmy zapożyczali – tylko z francuskiego, ordynatory i SIDA, też pewnie byś q narzekał.
22 sierpnia o godz. 16:40 122592
Niestety Kuźniar to najwyraźniej jeden z tych redaktorów, którzy mają w miarę składnie gadać i ładnie wyglądać niż coś wiedzieć (ostatnio uderzyło mnie jego niezorientowanie w temacie Rosja – Ukraina, ale nie będę się rozpisywał na offtopa). Zgadzam się, że blogowanie jest chyba jedynym sposobem na prowadzenie merytorycznej dyskusji, bo niestety nawet w komentarzach pod postami panuje już z reguły zbyt duży bałagan. Nie mówiąc o komentowaniu na FB czy Twitterze. Tu widziałbym też rolę mediów uznanych za bardziej wiarygodne (czyli TV, radio), aby zacząć częściej cytować blogi, a nie „ćwierknięcia”.