Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości Kultura 2.0 - Cyfrowy wymiar przyszłości

6.04.2018
piątek

Cyfrowy obywatel

6 kwietnia 2018, piątek,

To nie jest blog o Facebooku – ale trudno mi od tematu uciec. Próbuję przede wszystkim zrozumieć, jaki świat tworzymy w oparciu o tę sieć społecznościową, jedną z największych struktur komunikacyjnych na świecie. Udostępniona przez sygnalistę notatka wewnętrzna jednego z szefów FB Andrew Boswortha ukazuje firmę jako Wielkiego Łącznika.

„We connect people” – pisze Bosworth w notatce zatytułowanej „The Ugly”:

Wierzymy w łączenie ludzi ze sobą tak bardzo, że wszystko, co pozwala nam połączyć więcej ludzi jeszcze częściej, jest de facto dobre. To brzydka prawda o nas.

Fascynuje mnie ta notatka, bo przedstawia historię nieposkromionej potrzeby wzrostu. Internet rozwijał się siłą zdecentralizowanej technologii, otwartej przez Tima Berners-Lee. Facebook rozwija się poprzez scentralizowany wysiłek korporacyjnej maszyny, która nie zatrzyma się, dopóki nie połączy wszystkich (a może i wszystkiego).

Słowa Boswortha wywołały skandal, bo „brzydka prawda” dotyczy także tego, że łączyć należy wszelkim kosztem. Bosworth przepowiadał, że ktoś kiedyś popełni morderstwo z pomocą narzędzi FB – wydarzyło się to dwa tygodnie po opublikowaniu notatki. Dziś, po ujawnieniu notatki, od słów Boswortha odciął się Zuckerberg, a sam Bosworth twierdzi, że jedynie prowokował. W sieci można znaleźć głosy, że to typowy prowokacyjny styl korporacyjnych odezw do pracowników. Jeśli to prawda, to jest to styl „creepy” – podobno przez lata cotygodniowe zebrania zespołu Facebooka kończono okrzykiem: „Zdominujmy!”.

Chciałbym jednak odłożyć na bok wątek krytyczny i popatrzeć na wizję proponowaną przez Boswortha, która jest nie tylko „brzydką prawdą o FB”, ale też utopią o zjednoczeniu ludzkości:

Świat w swoim naturalnym stanie nie jest połączony. Nie jest też zjednoczony. Jest podzielony granicami, językami, a także coraz bardziej poprzez różnorodne produkty. Najlepsze produkty nie wygrywają. Wygrywają te, których używają wszyscy.

Te słowa to coś więcej niż motto hipermonopolisty. To ambicja dotarcia do stanu całkowitego połączenia świata o charakterze zerojedynkowym. By to osiągnąć, Facebook wypracował metody „growth hacking”, systematycznie wypracowując narzędzia i sposoby jak najszybszego wzrostu (wszystkiego: użytkowników, czasu spędzonego w serwisie, kliknięć itd.). I tym samym dobił w półtorej dekady do dwóch miliardów użytkowników – ćwiartki mieszkańców Ziemi i połowy wszystkich internautów.

Od jakiegoś czasu zastanawiam się, z czym tę potrzebę wzrostu porównać – i wydaje mi się, że analogii trzeba szukać w narodowych działaniach emancypacyjnych z XIX wieku (zainspirował mnie wywiad z Nikodemem Bończą-Tomaszewskim na portalu Jagielloński24). To państwo narodowe, jak żadna inna instytucja społeczna, stawia sprawę zerojedynkowo: jesteś obywatelem lub nie. A na danym terytorium obywatelami są wszyscy. Obywatelstwo wreszcie nie jest usługą, nie można w nim przebierać (chyba że żyje się tak). A więc zupełnie jak w wizji Boswortha – z tym że w jego wypadku mówimy o „państwie” globalnym.

Jeśli to wszystko brzmi coraz dziwniej, to polecam tekst Glenna Browna, Chief Digital Officer w Fundacji Obamy, który proponuje, by życie online traktować w kategoriach „cyfrowego obywatelstwa” (digital citizenship). A „państwami”, w których mamy być obywatelami, są właśnie platformy takie jak FB.

Wracając do wzrostu. Gdy kilka miesięcy temu znajomy biznesmen opowiadał mnie i grupie znajomych o „growth hacking”, to wszystkim nam świeciły się oczy. Chief Growth Officer, żartowaliśmy, jest potrzebny w każdej firmie, każdej instytucji, każdym NGO.

Ale tak naprawdę wszyscy już jesteśmy sobie Chief Growth Officerami. Przeliczamy lajki pod wpisami, sprawdzamy followersów na Twitterze, martwimy się małą liczbą serduszek pod selfie. Piszemy tytuły w stylu „5 niesamowitych rzeczy, których o mnie nie wiecie, a na pewno chcecie wiedzieć”, dodajemy jaskrawe tło do postów, stosujemy dużą liczbę hasztagów na Instagramie.

Internet miał zdemokratyzować zdolność tworzenia i ekspresji. Facebook zdemokratyzował konieczność łączenia się i wzrostu jako celu samego w sobie. I oczywiście sam wiedzie prym w tej dyscyplinie.

Dlaczego o tym piszę? Mam poczucie, że FB to coś zupełnie innego i ciągle trzeba szukać kategorii zrozumienia, o co tak naprawdę chodzi, jakie jest cywilizacyjne znaczenie sieci społecznościowych. Prywatność i dane osobowe są dobrym kluczem, ale nie jedynym.

W przyszłym tygodniu będę na zjeździe Creative Commons, więc spodziewajcie się wpisu o wolnej kulturze.

Polecam świetny wywiad Artura Kurasińskiego z Wolfgangiem Laskowskim z CDA, szczególnie wątek dotyczący Złotych Blach antypirackich.

Niall Ferguson w nowej książce porównuje Facebooka do prasy drukarskiej Gutenberga – i upomina Zuckerberga, że nie chodził na jego zajęcia (dzięki Kamil Śliwowski).

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop